Polska – Słowenia 1:1

06.09.2008

Wrocław - Stadion Oporowska

Kac trwa

Gdy emocje już opadną jak po wielkiej bitwie kurz“ śpiewał zespół Perfect w swoim hicie „Niepokonani“. Emocje opadły już także po nieudanych dla biało-czerwonych Mistrzostwach Europy 2008. Przed turniejem balonik był bardzo mocno napompowany. Dobre eliminacje, aura wokół trenera Beenhakkera, odważne wypowiedzi polskich piłkarzy to wszystko napędzało oczekiwania kibiców. W Austrii i Szwajcarii balonik pękł jednak z hukiem. Był marazm i przeciętna gra. Owszem reprezentacji nie można odmówić chęci walki, ale na turnieju mistrzowskim sama walka to za mało. Wielki mit oczekiwań i nadziei padł i trzeba było się zastanowić co dalej. Bezpośrednio po mistrzostwach zaczęło się typowe polskie „piekiełko“. Trener Beenhakker miał duże poparcie społeczne (nieco zachwiane słabym występem na EURO), ale na tyle duże, że mógł się swobodnie (często krytycznie) wypowiadać o stanie polskiej piłki nożnej. Polskim kibicom podobało się, że pozwalał sobie na ataki w stronę struktur polskiego piłkarstwa, w stronę polskiego systemu szkolenia, starł się nawet z ówczesnym wiceprezesem PZPN Antonim Piechniczkiem. Patrząc z drugiej strony, należy jednak zauważyć, że słabe EURO podkopało „sportowy” wizerunek holenderskiego trenera. Okazało się, że w kluczowym momencie trener Beenhakker nie wzniósł zespołu na słynny „international level”. Ba, gra reprezentacji daleka była od standardów jakie wyznaczał ówczesny futbol. Inną kwestią było nastawienie szkoleniowca. Z każdym kolejnym miesiącem widać było gasnący zapał do pracy, coraz częstsze narzekanie i szukanie wymówek. Po upływie kilku, kilkunastu tygodni od zakończenia turnieju, kiedy emocje już nieco opadły, a holenderskiemu szkoleniowcowi powierzono misję prowadzenia kadry w kolejnych eliminacjach, tym razem do Mistrzostw Świata w RPA w 2010 roku. W kadrze zaszło sporo zmian. Z pracą w reprezentacji pożegnali się asystenci trenera Bogusław Kaczmarek, Dariusz Dziekanowski i Adam Nawałka. W ich miejsce do sztabu dołączyli trenerzy Rafał Ulatowski, Andrzej Zamilski i Radosław Mroczkowski. Z racji wieku z gry w kadrze zrezygnował 35-letni wówczas Jacek Bąk. Co ciekawe mecz z Niemcami na EURO 2008 było ostatnim dla Macieja Żurawskiego, który po mistrzostwach nie został już więcej powoływany do reprezentacji. We wrześniu 2008 roku przebudowana kadra miała rozpocząć eliminację do mundialu. Los przydzielił nam rywali, którzy wydawali się być w naszym zasięgu – Słowacja, Słowenia, Czechy, Irlandia Północna i San Marino. Eliminacje mieliśmy rozpocząć od meczu ze Słowenią we Wrocławiu. Wiadomo nowe rozdanie więc powinno się przystępować do eliminacji w bojowych nastrojach, tym razem było jednak inaczej. Najpierw słabe EURO, potem bardzo słaby mecz kontrolny z Ukrainą we Lwowie zakończony dodatkowo aferą obyczajowo-alkoholową. Po przegranym meczu grupa piłkarzy urządziła libację w jednym z pokojów hotelowych. Skończyło się na tym, że jeden z piłkarzy zasnął w hotelowym lobby, inny zdemolował hotelowy pokój, a jeszcze inni w środku nocy składali niemoralne propozycję tłumaczce reprezentacji. Jakby tego było mało w kolejny dzień jeden z delikwentów przyszedł na śniadanie w samej bieliźnie, a inny jak głosi „legenda” próbował zalewać płatki mlekiem na… płaskim talerzu. Zakrapiany wieczór we Lwowie zakończył się zawieszeniem i wykluczeniem z kadry Artura Boruca, Radosława Majewskiego i Dariusza Dudki. Wspomniana trójka z miejsca stała się „gwiazdami“ mediów, a dodatkowy szum wokół kadry zmącił przygotowania do inauguracji eliminacji. Reprezentacja Polski po kilkunastu latach wróciła na Dolny Śląsk, a mecz ze Słowenią miał odbyć się na stadionie Śląska Wrocław przy ulicy Oporowskiej.

Nowe eliminacje, więc szykują się nowe wyjazdy. Nad wypadem na mecz do Wrocławia długo się nie zastanawialiśmy. Wrzesień to jeszcze czas studenckich wakacji, do tego połączenie kolejowe do Wrocławia w obie strony było idealnie wpasowane. Zakupiliśmy z Kamilem „prowiant” i ze stacji PKP Trzebinia udaliśmy się do Wrocławia. Dojazd i sam czas spędzony w stolicy Dolnego Śląska właściwie bez historii. Nie mieliśmy zbyt dużego buforu czasowego więc bezpośrednio z dworca kolejowego we Wrocławiu udaliśmy się spacerem w stronę stadionu. Wchodzimy na trybuny, wieszamy flagę za bramką, czekamy na mecz.

Upalny dzień we Wrocławiu. Na stadionie komplet publiczności. Kibice przygotowali efektowną oprawę „Biało-czerwony jest dziś Wrocław, jak biało-czerwone są nasze serca. Prowadź nas dziś Polsko do zwycięstwa”. Co ciekawe w owym czasie trwała akcja „One day, one goal” wspierająca Międzynarodowy Dzień Pokoju. Piłkarze przed meczem zrobili pamiątkowe zdjęcie z banerem wspierającym inicjatywę, a mecz rozgrywano charakterystyczną piłką. Futbolówka była biała (bez napisów i logo sponsorów), zamiast tego namalowana była na niej mapa świata (kontury wszystkich kontynentów). Trzeba przyznać, że piłka wyglądała bardzo efektownie. Sędzia rozpoczął mecz. 2 minuta akcja prawym skrzydłem Błaszczykowskiego, dośrodkowanie w pole karne ale Piszczek strzela daleko od bramki. Tak, tak to nie pomyłka. Piszczu był w tym meczu ustawiony przez trenera Beenhakkera na środku ataku!. Dwójka Błaszczykowski – Piszczek, która „zamurowała” prawą stronę boiska i przez długie lata stanowiła o sile Reprezentacji Polski w obronie i pomocy w tym meczu miała odpowiadać za strzelanie bramek. O ile Błaszczykowski walczył i szarpał na prawym skrzydle, o tyle Piszczu na szpicy prezentował się raczej blado. Co prawda wcześniej zdarzały mu się mecze w klubie gdzie grał jako środkowy napastnik, ale nawet w tym czasie w Herthcie wystawiany był raczej w pomocy. Piszczek w kadrze na środku ofensywy był eksperymentem holenderskiego szkoleniowca. Pierwsze 15 minut meczu pod dyktando Polaków, którzy utrzymywali się przy piłce, próbowali kreować grę, jednak klarownych sytuacji brakowało. W 17 minucie Jacek Krzynówek wbiegł z piłką w pole karne, zrobił zwód i został wycięty przez słoweńskiego obrońcę. Sędzia wskazał na „wapno”. Pewny strzał z karnego kapitana reprezentacji Polski Michała Żewłakowa i Polacy wyszli na prowadzenie. Bramka zdekoncentrowała polski zespół gdyż od tego momentu inicjatywę zaczęli przejmować Słoweńcy. Stworzyli sobie kilka dobrych sytuacji, ale zawsze pewnie interweniował Łukasz Fabiański. Wynik meczu zmienił się w 35 minucie. Ładna akcja reprezentantów Słowenii, piękne prostopadłe podanie w pole karne do wbiegającego Novakovica ten podaje wzdłuż pola bramkowego, zza pleców polskich obrońców wyskakuje Dedić i pewnie strzela do bramki. Słoweńcy nacierali i trzeba przyznać, że zasłużyli na tego gola. Z pierwszej połowy warta odnotowania była jeszcze akcja Kuby Błaszczykowskiego, rozerwanie obrony, wbiegnięcie w pole karne i strzał w słupek. Bardzo mocny był początek drugiej połowy. Kilkanaście sekund po rozpoczęciu drugiej części gry dynamiczna akcja Słoweńców, dośrodkowanie z prawej strony, Dedić uprzedza obrońcę strzela po ziemi, wszyscy widzą już piłkę w bramce, ale w sobie znany, akrobatyczny sposób wybija ją z linii bramkowej Marcin Wasilewski. Minutę później odpowiedź Polaków, rajd Błaszczykowskiego z prawego skrzydła, mija kilku przeciwników, wpada w pole karne, ale mocny strzał z lewej nogi paruje na rzut rożny Handanović. Wydawało się, że wynik 1:1 nikogo nie zadawala. W 56 minucie 100% sytuacje miała reprezentacja Słowenii. Kolejne dośrodkowanie w pole karne, znów Dedić urywa się naszym obrońcą, na 8 metrze ma czystą sytuacje strzelecką, trafia jednak w Łukasz Fabiańskiego. Warte odnotowania były dwie akcje Polaków. Najpierw w 78 minucie, wrzut z autu w pole karne Wasilewskiego, przedłużenie głową Saganowskiego i strzał na bramkę Piszczka, ale kolejny raz broni słoweński bramkarz. Minutę później kolejny rajd z prawego skrzydła Błaszczykowskiego, zostawił za plecami obrońców, ale strzelił obok bramki. Ostatnią akcje meczu zrobili kibice. W końcówce na płocie pojawił się wielki baner „PZPN – oddajcie pieniądze”. Płachta doskonale widoczna w transmisji telewizyjnej wisiała na ogrodzeniu przez kilkadziesiąt sekund zanim zerwała ją ochrona. Baner doskonale pokazywał co o grze reprezentacji myśleli kibice zebrani na stadionie. Koniec meczu. Początek eliminacji i już pierwsze rozczarowanie. Najlepszym graczem meczu był Słoweniec Dedić, który był nie do upilnowania dla polskich obrońców. W polskiej drużynie zdecydowanie najlepszy był Kuba Błaszczykowski. Brał grę na siebie, kiwał, szarpał, robił co mógł, brakło troszkę szczęścia.

Mecz się zakończył i obiektywnie należy ocenić, że nie wyglądało to dobrze. Można nawet stwierdzić, nawiązując do wybryków ze Lwowa, że kac trwa. Ale kac sportowy. Słabe EURO to jedno, ale mecz ze Słowenią był już szóstym z rzędu bez zwycięstwa biało-czerwonych. Do tego gra pozostawiała bardzo, bardzo dużo do życzenia i nie napawała optymizmem przed starciami z Czechami i Słowacją. Co pozostanie do zapamiętania z tego meczu? Wydarzeniem był z pewnością mecz przy Oporowskiej. Mecz na Stadionie Śląska, który kilka miesięcy wstecz przechodził mniejsze lub większe „liftingi” zgromadził komplet publiczności. Wrocławska publiczność stanęła na wysokości zadania, przygotowano okolicznościową oprawę, stadion był w pełni oflagowany i mimo upału przez cały mecz trwał zorganizowany doping. Innym faktem wartym odnotowania jest występ Łukasza Piszczka… w ataku reprezentacji Polski. Ten wybitny obrońca został w tym meczu wystawiony przez trenera Beenhakkera na szpicy i należał do… najgorszych piłkarzy na boisku. Co ciekawe do gry w ataku przewidziany był Paweł Brożek, ale przed meczem nabawił sie kontuzji i nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych. Piszczu na boisku a na ławce siedzieli Marek Saganowski, Ebi Smolarek i… Robert Lewandowski, który czekał na… debiut w reprezentacji Polski. Kto by pomyślał, że były takie czasy, że Robert Lewandowski nawet nie wstał z ławki rezerwowych, a w ataku reprezentacji szalał Łukasz Piszczek. No cóż jak pokazała historia Piszczu spełnił się na zupełnie innej pozycji. A co do Roberta Lewndowskiego to doczekał się on debiutu w kadrze już 4 dni później 10 września 2008 roku w meczu z San Marino w Serravalle. My po meczu od razu pakujemy się do pociągu i wracamy do domu.

 

6 wrzesień 2008

Wrocław – Stadion Oporowska – widzów 8.400

Polska – Słowenia 1:1 (1:1)
1-0 Michał Żewłakow (k) 17′
1-1 Dedić 35′

Polska: Fabiański – Wasilewski, Bosacki (51′ Jop), Michał Żewłakow, Kowalczyk, Błaszczykowski, Mariusz Lewandowski, Murawski (46′ Bandrowski), Roger (73′ Saganowski), Krzynówek, Piszczek

Słowenia: Handanović – Ilić, Suler, Cesar, Brecko, Sisić, Komac (86′ Zlogar), Koren, Kirm (72′ Birsa), Novaković, Dedić (90′ Matić)

Żółte kartki: Kowalczyk, Saganowski (Polska) – Dedić, Koren, Komac, Brecko (Słowenia)