Tu na razie jest ściernisko, ale będzie…
Mecz towarzyski z Rumunią późną jesienią nie był tak naprawdę nikomu potrzebny. Pewnie nawet sami piłkarze wobec tego co działo się w polskiej piłce woleliby nie grać meczu w takim terminie. Spotkanie było już jednak zakontraktowane, były zobowiązania telewizyjne więc trzeba było grać. Kontrowersyjne było także miejsce rozegrania tego meczu. Goście zgodzili się przyjechać do Polski i zagrać mecz ale jako warunek zażyczyli sobie aby spotkanie odbyło się w mieście z dużym lotniskiem (czytaj w Warszawie), gdyż zaraz po meczu chcieli wylecieć do Bukaresztu. Akurat w tym czasie w stolicy nie było obiektu, godnego aby rozegrać na nim mecz międzypaństwowy. Stadion Narodowy istniał tylko na papierze (w pracowniach architektonicznych), stadion Polonii Warszawa odstawał od standardów piłkarskich, z kolei stadion Legii był w okresie przebudowy. Ostatecznie z braku wyboru zdecydowano się na obiekt przy Łazienkowskiej, gdzie pozostała tylko jedna trybuna (trybuna główna, trzy pozostałe w budowie), a na stadionie pracowały dźwigi budowlane. Centrali piłkarskiej chyba nawet na rękę było grać na takim stadionie. Po wydarzeniach z meczu ze Słowacją w Chorzowie (bojkot kibiców), rozegranie tego meczu na innym dużym obiekcie przy licznej publiczności, rodziłoby ryzyko kolejnych protestów kibiców i wyzwisk skierowanych w kierunku piłkarskich działaczy. Tymczasem w Warszawie jest jedna trybuna, większość miejsc VIP-owskich więc bilety można rozdać działaczom, sponsorom i „przyjaciołom PZPN” i tym samym zminimalizować ryzyko kolejnej organizacyjnej kompromitacji. Naprawdę istotnym faktem, który sprawiał że ten mecz był istotny miał być debiut nowego selekcjonera. Beznadziejnymi eliminacjami do Mundialu w RPA, zamknęliśmy pewien rozdział teraz cały fokus miał pójść w kierunku budowy zupełnie nowej drużyny pod kątem EURO 2012. Mimo, że czasu było sporo, każdy mecz miał dużą wartość, pod kątem doboru zawodników i zgrywania zespołu. Wracając do selekcjonera, wiadomo było że Stefan Majewski był trenerem tymczasowym (finalnie został odpalony po dwóch meczach) i jesienią 2009 roku ruszyła giełda nazwisk i pytanie kto będzie selekcjonerem i przygotuje zespół do EURO, które miało się odbyć w Polsce i w Ukrainie. Na karuzeli znalazły się takie nazwiska jak Paweł Janas, Piotr Nowak czy Alberto Zaccheroni. Wcześniej w przestrzeni medialnej mówiło się także o Macieju Skorży czy Henryku Kasperczaku. Jednak od początku faworytem do objęcia stanowiska trenera piłkarskiej reprezentacji polski był Franciszek Smuda i to jemu powierzono misję przygotowania zespołu do EURO 2012. Franz od razu zrobił przegląd kadr. Na pierwszy mecz towarzyski powołał zarówno weteranów jak i sporą liczbę debiutantów. Ponadto selekcjoner udał się do Niemiec aby porozmawiać z Sebastianem Boenischem i jego rodzicami, a propos ewentualnej gry w polskiej kadrze.
Wyjazd do Warszawy i sam mecz nie zapowiadał się jakoś szczególnie interesująco, ale mecz grany na placu budowy to zawsze jakiś powód żeby ruszyć cztery litery. Kiedyś udało mi się być na starej Żylecie na meczu kadry, teraz była pewnie ostatnia okazja, żeby być i zobaczyć równie legendarną starą trybunę główną przy Łazienkowskiej. Razem z Łukaszem i Danielem wsiedliśmy w pociąg i zameldowaliśmy się w Warszawie. Mimo, że na stadionie czynna była tylko jedna trybuna i ilość miejsca na płocie była bardzo ograniczona, udało nam się w narożniku powiesić flagę. Cykamy parę zdjęć i czekamy na mecz.
Selekcjoner zaczął odważnie i postawił na ustawienie zespołu z dwoma napastnikami. Co ciekawe na szpicy w obu zespołach zagrali klubowi koledzy z AJ Auxerre czyli Ireneusz Jeleń i Daniel Niculae. Nie bez kozery wymieniłem właśnie te dwa nazwiska, gdyż w tym bardzo słabym meczu to właśnie Ci piłkarze wyróżniali się na boisku i tworzyli najgroźniejsze sytuacje. Przed i po meczu więcej niż o samej grze (lub jej braku) mówiło się o stanie murawy. Mecz międzypaństwowy odbywał się na klepisku przy Łazienkowskiej. Murawa była tak zła i tak dziurawa, że piłkarz zamiast myśleć jak rozegrać akcję, zastanawiał się jak w takich warunkach przyjąć poprawnie piłkę. Rozgrywanie składnych akcji na takiej nawierzchni było praktycznie niemożliwe. Do przerwy niewiele było sytuacji bramkowych z obu stron. Jeśli, którejś z drużyn udało się zaaranżować akcję w pobliżu pola karnego rywala zwykle kończyło się na poślizgnięciu, kiksie, niedokładnym ostatnim podaniu lub w najlepszym przypadku na bardzo niecelnym strzale. Najgroźniejsza akcja Polaków w pierwszej połowie miała miejsce w 27 minucie, kiedy Ludovic Obraniak znalazł podaniem przed polem karnym Jelenia, ale silny strzał naszego napastnika obronił rumuński bramkarz. W drugiej części gry inicjatywę przejęli goście. Najpierw w 54 minucie groźny strzał zza pola karnego oddał Banel Nicolita ale Tomasz Kuszczak zdołał sparować piłkę na rzut rożny. W 59 minucie Rumuni objęli prowadzenie. Udało im się wyłuskać piłkę w środkowej części boiska, trzema podaniami dostarczyli piłkę do Niculae, który strzałem z linii pola karnego przelobował Kuszczaka. Należy zauważyć, że przeciwnicy mieli w tej sytuacji mnóstwo szczęścia. Dwóch z nich w momencie podania się poślizgnęło, a finalnie po strzale Niculae piłka odbiła się jeszcze od Dariusza Dudki, zmieniła tor lotu co zaskoczyło naszego bramkarza. W 66 minucie świetną okazję zmarnował znów Niculae, który po świetnym dośrodkowaniu z prawej strony, główkował z kilku metrów ale trafił w Kuszczaka. Minutę później groźną akcją odpowiedzieli Polacy, ale po dośrodkowaniu Kamila Kosowskiego z lewej strony, zbyt lekko i nieprecyzyjnie głową strzelał Jeleń. W 86 minucie znów silnie zza pola karnego strzelał Nicolita, Kuszczak „wypluł” piłkę pod brzuchem, ale pędzący z dobitką Gheorghe Bucur trafił tylko w boczną siatkę. Minutę później znów Polacy mogli, a nawet powinni odgryźć się rywalom. Sławomir Peszko dostał podanie w środku boiska popędził sam na sam z rumuńskim goalkeeperem ale strzelił bardzo lekko do tego wprost w bramkarza. W tej sytuacji nie pomogła murawa, gdyż widać było, że w momencie strzału piłka podskoczyła na jakiejś nierówności. W 93 minucie Peszko znów urwał się rywalom, minął bramkarza ale zwlekał ze strzałem i rumuńscy obrońcy zdążyli go zablokować. Niedługo potem sędzia zakończył mecz. Spotkanie w zasadzie bez żadnej historii. Franciszek Smuda przegrał w swoim pierwszym meczu w Reprezentacji Polski, ale dał szansę zadebiutować trójce nowych zawodników (Patryk Małecki, Maciej Rybus, Maciej Sadlok). Jak pisałem wcześniej po meczu najwięcej mówiło się o otoczce tego spotkania, czyli o stadionie w budowie i dramatycznej murawie. Nawet Franz Smuda pytany po meczu co zapamięta ze swojego debiutu powiedział, że „murawę”. Głos z wewnątrz kadry oraz przekaz w opinii publicznej był taki, ze to skandal i wstyd, że reprezentacja Polski musiała grać na takim pastwisku. Swoją drogą problem ze stadionem i murawą w Warszawie powrócił kilka miesięcy później, wiosną 2010 roku podczas towarzyskiego meczu z Bułgarią. Od strony sportowej mecz nie przyniósł żadnych pozytywnych doznań czy choćby nadziei na przyszłość. Pozostało wierzyć w słowa Smudy, który w momencie obejmowania funkcji trenera obiecywał, że „przywróci blask polskiej piłce” i swojsko w swoim stylu, że „łyknie ten stres”. Patrząc ogólnie polska piłka była ogromnym placem budowy, z którego miało powstać coś wielkiego. Pisząc bardziej obrazowo można zacytować słowa piosenki „tu na razie jest ściernisko, ale będzie…” – no właśnie pierwsze efekty miały pojawić się już niebawem. Z jednej strony infrastruktura. Perspektywa organizacji EURO 2012 roku wymusiła konieczność wybudowania kilku bardzo dużych i nowoczesnych stadionów, wiele mniejszych też się budowało lub przebudowywało (przykładowo arena meczu czyli stadion Legii). Boom związany z Mistrzostwami Europy spowodował także programy rządowe, które miały napędzać rozwój piłki lokalnej w tym budowę boisk typu „Orlik” w wielu mniejszych miejscowościach. Placem budowy była także reprezentacja Polski, która w stosunkowo krótkim czasie (dwa i pół roku) miała stać się dumą Polaków i drużyną której cały kraj będzie kibicował podczas zbliżającego się EURO.
Jeśli chodzi o stronę kibicowską to na meczu pojawił się „komplet” publiczności. 3/4 stadionu było zamknięte, ale trybuna główna była pełna. O dziwno na meczu stawili się kibice różnych klubów (odmiana po wcześniejszym bojkocie), którzy po prawej stronie krytej trybuny utworzyli sektor dopingowy. Na stadionie zaprezentowano dwie oprawy. W pierwszej połowie oprawa z kibicami i napisem „Do zwycięstwa prowadź nas jeszcze jeden raz”, z kolei na początku drugiej połowy zaprezentowano duży napis „Niech powstanie odrodzona ta, której nikt nie pokona” i sektorówkę z białym orłem. Na początku drugiej połowy odśpiewano także hymn narodowy. Jeśli chodzi o doping to był on bardzo przeciętny. Praktycznie głośny doping pojawiał się tylko na początku pierwszej i drugiej połowy. Można powiedzieć, że kibice dopasowali się swoim zaangażowaniem do tego co działo się na boisku.
14 listopad 2009
Warszawa – Stadion Wojska Polskiego – widzów 5.000
Polska – Rumunia 0:1 (0:0)
0:1 Niculae 59’
Polska: Kuszczak – Kowalczyk, Żewłakow (90’ Sadlok), Kokoszka, Brożek – Błaszczykowski (80’ Peszko), Dudka, Obraniak (80’ Roger), Kosowski (75’ Rybus) – Jeleń, R. Lewandowski (70’ Małecki)
Rumunia: Pantilimon – Maftei (78’ Sapunaru), Radoi, Chivu, Rat – Roman (46’ Nicolita), Codrea (52’ Ghioane), Apostol, Tanase (69’ Goian) – Marica (60’ Bucur), Niculae
Żółte kartki: Lewandowski, Kokoszka (Polska) – Radoi, Codrea (Rumunia)