Polska – Kolumbia 1:2

30.05.2006

Chorzów - Stadion Śląski

Co? Ale jak to… wpadło?

Jedziemy do Chorzowa w zasadzie bez namysłu. Jedziemy do Chorzowa autem, 4 osoby, ot taki zwykły wypad na mecz. Priorytetem jest wyjazd za kilkanaście dni na Mistrzostwa Świata do Niemiec.

Rywal nieprzypadkowy, dopasowany stylem gry do naszego pierwszego przeciwnika na mundialu czyli Ekwadoru. Mimo iż jest to mecz bez stawki na stadionie pojawia się prawie komplet widzów. Przed meczem panowała z jednej strony atmosfera smutku, a z drugiej zdziwienia lub trafniej – zdumienia. Smutek wynikał z faktu, że tydzień przed meczem zmarł trener legenda – Kazimierz Górski, którego pamięć uczczono minutą ciszy przed rozpoczęciem meczu. Zdumienie w mediach, zdziwienie w rozmowach na stadionie wywołały powołania do kadry na Mistrzostwa Świata. Paweł Janas pominął w swoim zestawieniu Tomaszów Rząsę i Kłosa oraz co było szczególnie szokujące Jerzego Dudka i Tomasz Frankowskiego. Mimo, że to tylko mecz sparingowy gospodarze stadionu zadbali o uroczystą oprawę, przed rozpoczęciem gry na boisku zagrała orkiestra górnicza, zaprezentował się także zespół ludowy. Miał to być zwykły mecz towarzyski przed wylotem na czempionat do Niemiec, jednak dzięki jednej akcji na trwałe zapisał się na kartach historii piłkarskiej reprezentacji Polski. Jeśli chodzi o boisko to był to słaby mecz dwóch słabych drużyn. Jakichkolwiek sytuacji podbramkowych z obu stron było jak na lekarstwo. Polacy w całym meczu stworzyli raptem kilka groźnych sytuacji. W pierwszej połowie niecelny strzał głową Smolarka i bomba Sobolewskiego w środek bramki, w drugiej połowie dwójkowa akcja Żurawski – Rasiak, zmarnowana przez tego ostatniego i strzał Jacka Krzynówka sprzed pola karnego wprost w ręce bramkarza. I to by było na tyle jeśli chodzi o sytuacje strzeleckie Polaków, zresztą Kolumbijczycy także nie stwarzali sobie klarownych sytuacji podbramkowych. Jedyne co „uratowało” ten mecz to gole, kuriozalne gole. W 19 minucie meczu Kolumbijczycy wykonywali rzut wolny z odległości 35 metrów od bramki Polaków. Jeden z zawodników reprezentacji Kolumbii potężnie uderzył na bramkę, piłka przypadkowo trafiła w Elkina Murillo zmieniła kierunek i wpadła do bramki obok bezradnego Artura Boruca. Zdumiewające w tej sytuacji jest to, że wykonawca rzutu wolnego nie bardzo miał pomysł na wykonanie stałego fragmentu gry, po prostu huknął i stało się. W przerwie nastąpiła planowana zmiana w bramce, Artura Boruca zastąpił Tomasz Kuszczak (planowana bo szanse na grę przed Mistrzostwami Świata mieli dostać obaj i na ów moment selekcjoner jeszcze nie wiedział, który bramkarz będzie numerem jeden w bramce podczas turnieju). Nadeszła 64 minuta i stało się coś, co obiegło potem wszystkie sportowe telewizje na całym świecie. Kolumbijski bramkarz rozpoczął grę potężnym wykopem piłki z własnego pola karnego, piłka przeleciała całe boisko, odbiła się od murawy już w polu karnym Polaków, przelobowała Tomasz Kuszczaka i… wpadła do bramki. Gol stadiony świata. Oczywiście ogromny błąd w tej sytuacji popełnił polski bramkarz. Po pierwsze był wysunięty zbyt daleko od swojej bramki, źle obliczył tor lotu piłki, gdy dostrzegł swój błąd zaczął się cofać i spokojnie mógł złapać futbolówkę. W ostatnim momencie cofa jednak ręce myśląc, że piłka wyląduje nad bramką, a ta wpada mu za kołnierz i mamy bramkę, która przeszła do historii. Jak pisałem gol z Chorzowa w mig obiegł świat (dziś pewnie z miejsca stałby się viralem), a zdjęcie Kuszczaka w „mini” wyskoku i z wyciągniętymi do góry rękami trafiło na okładki gazet (dziś pewnie byłoby tłem dla niejednego mema). To co dla Polaka było koszmarem, dla bramkarza Kolumbii Luisa Enrique „Neco” Martineza, który wielkiej kariery w piłce nie zrobił, było pewnie piłkarskim wydarzeniem życia. Bezpośrednio po golu na stadionie najpierw zapanowała konsternacja gdyż nikt nie wiedział co się stało, czy to aby na pewno wpadło. Mówię do kolegów wpadło czy nie wpadło? Niestety wpadło. Po chwili zaczęły się potężne gwizdy. Reprezentacja Polski dostała dwa ciosy, a gra dalej wyglądała mizernie. Sfrustrowani i przemoknięci kibice (przez większość meczu padał deszcz) zaczęli krzyczeć „Gdzie jest Franek, łowca bramek” czy „Jurek Dudek”. Był to wyraz zdegustowania nie tylko poziomem meczu, ale także wyraz dezaprobaty dla wspomnianych wcześniej powołań Pawła Janasa. Co więcej inicjatywę w meczu przejęli Kolumbijczycy, którzy stworzyli sobie kilka groźnych sytuacji. Frustracja na stadionie była ogromna. Trybuny złośliwie każde zagranie Kolumbijczyków nagradzały gromkim „ole”, czym dodatkowo podcinały skrzydła biało-czerwonym. Nie tak powinna wyglądać gra Polaków na kilka dni przed Mistrzostwami Świata, ale zachowanie kibiców, którzy powinni być z kadrą na dobre i na złe, też było w tym momencie nieakceptowalne. Ostatecznie obraz meczu poprawił nieco gol z 90 minuty. Strzał Szymkowiaka zza pola karnego, Luis Martinez „wypluwa” piłkę i z kilku metrów do bramki strzela Ireneusz Jeleń. Schodzących do szatni piłkarzy żegnały gwizdy, chyba ani piłkarze, ani kibice nie spodziewali się takiego pożegnania przed wyjazdem na turniej. W tym miejscu kilka słów należy napisać jeszcze o Tomaszu Kuszczaku. Antybohater meczu, pokazał że jest silny psychicznie, po meczu stanął do wywiadów i wziął całą winę na siebie. Cała Polska miała ubaw, bramkarzowi nadano ksywę „Puszczak”, a feralna interwencja (a właściwie jej brak) spowodowała, że definitywnie stracił szansę na miejsce w bramce podczas Mistrzostw Świata (pierwszym bramkarzem na turnieju był Artur Boruc). Warto jednak podkreślić, że Tomasz Kuszczak markę wyrobił sobie już wcześniej. Mimo absurdalnie puszczonej bramki w meczu z Kolumbią i braku gry na Mundialu w Niemczech, kilkanaście dni po turnieju w sierpniu 2006 roku podpisał czteroletni kontrakt z Manchesterem United. I ten sam „Kuszczak-puszczak” zdobył później cztery mistrzostwa Anglii, wygrał Ligę Mistrzów i Klubowe Mistrzostwo Świata. Ktoś powie „z tylnego fotela” bo w większości meczów był rezerwowym, ale być w takim klubie jak Manchester United, mogli być tylko najlepsi, wyselekcjonowani przez Sir Aleksa Fergusona. Ta sytuacja pokazuje, że w jednym momencie możesz być wyśmiewany i wyszydzany, jednak życie w innych momentach to wynagradza. Z meczu wracamy w mieszanych nastrojach z jednej strony widzieliśmy słaby mecz i porażkę (w meczu towarzyskim ale jednak porażkę), z drugiej strony zobaczyć na żywo gola z 80 metrów to wydarzenie niepowtarzalne. Po meczu Reprezentacja poleciała do Niemiec na Mistrzostwa Świata. Na miejscu w Wolfsburgu zagrała jeszcze jeden mecz towarzyski z Chorwacją (wygrana 1:0) i czekała na rozpoczęcie turnieju.

30 maj 2006

Chorzów – Stadion Śląski – widzów 40.000

Polska – Kolumbia 1:2 (0:1)
0:1 – Murillo 19’
0:2 – Luis Martínez 64’
1:2 – Jeleń 90’

Polska: Boruc (46′ Kuszczak), Baszczyński (85′ Dudka), Jop, Jacek Bąk, Michał Żewłakow, Kosowski (46′ Rasiak), Sobolewski (46′ Radomski), Szymkowiak, Krzynówek, Żurawski (82′ Paweł Brożek), Smolarek (64′ Jeleń)

Kolumbia: Luis Martínez, Henao, Orozco, Gil, Caicedo (71′ Passo), Vasquez (77′ Velez), Vargas (67′ Valencia), Yanes, Castrillón (42′ Viafara), Mora, Murillo (46′ Patino)

Żółte kartki: Bąk, Radomski, Jeleń (Polska), Castrillón, Viáfara, Vargas (Kolumbia)