I nastała ciemność…
Kolejny mecz i kolejny raz Warszawa. Przeciwnikiem jest Kazachstan, w tym czasie słaba drużyna więc nic nie wskazywało że zapowiada się emocjonujące widowisko. Do Warszawy jadę pociągiem, wyjazd budżetowy więc TLK i „Tour de Pologne”. Miechów, Jędrzejów, Kielce, Skarżysko-Kamienna, Radom i po 4 godzinach jestem w stolicy. Aura nie nastrajała do zwiedzania więc po przyjeździe od razu rura na stadion. W okolicach Łazienkowskiej czuć już atmosferę meczu. Wszechobecne trąbki, piszczałki, wuwuzele do tego morze stoisk z gadżetami. Miało się wrażenie, że co druga osoba chce ci sprzedać szalik pod stadionem. Sprawne wejście na trybuny, tym razem mam miejsce na łuku, flaga powieszona pozostaje trochę pomarznąć czekając na mecz. Niestety był chłodny jesienny wieczór i temperatury nie wytrzymała… bateria w moim aparacie fotograficznym, która rozładowała się jeszcze przed rozpoczęciem meczu. Na mecz Legia przygotowała oprawę, składającą się z sektorówki i transparentu z napisem „Z dedykacją dla tych co spisali NaS na straty”. Z treści widać, że za oprawę odpowiedzialni byli Nieznani Sprawcy.
Pierwsza połowa w całości przebiegała pod dyktando Polaków ale nic z tego nie wynikało. Mimo posiadania piłki, akcje były chaotyczne i kończyły się zazwyczaj niedokładnymi podaniami w pole karne. Tymczasem Kazachowie nie wychodzili właściwie z własnej połowy, aż tu nagle w 20 minucie przeprowadzili dwójkową akcje na prawym skrzydle, dośrodkowanie i zostawiony sam w polu karnym Biakow pakuje piłkę do bramki. Jak to się stało, że w naszym polu karnym było 3 Kazachów i tylko dwóch polskich obrońców – nie wiem, ale trzeba przyznać, że goście rozegrali piłkę perfekcyjnie. Mało tego minutę później mogliśmy „leżeć na deskach”. Kazachowie przeprowadzili kontrę. Ni to strzał, ni to lob zawodnika gości i Boruc musiał wybijać piłkę nad poprzeczką. Od tego momentu Polacy znów przejęli inicjatywę. Najpierw w 28 minucie Łobodziński strzelał zza pola karnego, bramkarz „wypluł” piłkę, ale Saganowski nie zdążył z dobitką. Nieco później bombę z lewej nogi, w swoim stylu zaserwował Krzynówek, ale bramkarz zdołał sparować piłkę na rzut rożny. Z przewagi Polaków nic więcej nie wynikało. Przerwa. Gorzej chyba być nie może. Chodź w tym momencie w pamięci przewinął mi się mecz jaki odbył się na tym samym stadionie dokładnie 5 lat wcześniej (prawie dokładnie bo wtedy graliśmy 12 października 2002 roku). Wtedy też wydawało się, że z Łotwą w Warszawie nie da się przegrać, a jednak się dało. W przerwie trener Beenhakker zdecydował się na dwie zmiany w składzie i faktycznie chyba poskutkowało bo Polacy zaczęli drugą połowę bardzo dynamicznie. Ale wtedy wydarzyło się coś, co trafiło do rubryki „Historia polskiej piłki nożnej”. Otóż 3 minuty po rozpoczęciu drugiej połowy na całym stadionie zgasło światło. Egipskie ciemności. Ok, światło zgasło ale na pewno za chwilkę odpalą jakieś agregaty i wracamy do gry. Mijają kolejne minuty na stadionie dalej mrok. Na trybunach zdziwienie, zdziwieni też piłkarze bo w tym momencie nie było informacji co się dzieje. Nagle częściowo zapaliły się dwa jupitery (na 30% mocy), a piłkarze zaczęli schodzić do szatni. Na trybunach zrobiło się nerwowo, bo wciąż nie było informacji co się stało i co dalej z meczem. Nerwowo musiało być także w sztabie organizacyjnym, gdyż zgodnie z procedurami UEFA, jeśli przerwa potrwałaby dłużej niż pół godziny sędzia powinien, przerwać mecz i zarządzić jego rozegranie następnego dnia przy świetle dziennym. Czas mija, na stadionie na początku były prześmiewcze komentarze, ale zaczęła się irytacja, gdyż wciąż nie było żadnego komunikatu czy mecz będzie kontynuowany. Na trybunach co rusz ktoś podrzuca różne teorie, a to że awaria w całej dzielnicy, a to że nie zapłacili rachunków, a to że specjalnie wyłączyli, żeby działacze przy „zielonym stoliku” ustalili dalszy przebieg meczu. Co ciekawe nawet już po meczu nie było jednej wersji dotyczącej przyczyny awarii. Pisało się o usterce rozdzielni elektrycznej, uszkodzeniu kabla zasilającego, czy przeciążeniu sieci. Najważniejsze, że po 27 minutach piłkarze wrócili na boisko, a sędzia i delegat UEFA po konsultacji podjęli decyzję, że mecz będzie kontynuowany. Pytanie brzmiało jak ta nieplanowana przerwa wpłynie na piłkarzy i na obraz meczu. Jak się okazało przerwa wybiła z rytmu Kazachów, a w polskich piłkarzy wstąpiły nowe siły. Drugą połowę można zatytułować „Ebi Smolarek – wyjście z mroku”. Polski napastnik zagrał koncertowo i w ciągu 10 minut zaliczył hat-tricka. Trzeba przyznać, że wszystkie bramki padły po ładnych, składnych akcjach całego zespołu i samo wykończenie Smolarka było na mistrzowskim poziomie. Nie były to jakieś farfocle albo dobitki z dwóch metrów, ale dwa mierzone strzały zza pola karnego i półwolej w „szesnastce” co znamionuje dużą klasę polskiego napastnika. Do końca drugiej połowy Polacy grali uważnie i pilnowali wypracowanej przewagi. W końcu ten dziwny mecz się skończył, można odetchnąć z ulgą, gdyż po pierwszej połowie powodów do optymizmu raczej było niewiele. Zwycięstwo z Kazachstanem było arcyważne gdyż do końca eliminacji Polakom pozostały dwa mecze (z Belgią i Serbią) i do pewnego awansu potrzebne było jedno zwycięstwo. Miesiąc później na Stadionie Śląskim w Chorzowie po dwóch golach będącego w świetnej formie Smolarka, Polacy pokonali Belgów i zapewnili sobie awans na EURO 2008.
Mnie po meczu pozostało udać się na dworzec PKP i poczekać na pociąg do domu. Jak pisałem wcześniej przed samym meczem padła mi bateria w aparacie fotograficznym więc zdjęcia z meczu pochodzą z galerii znalezionych w internecie.
13 październik 2007
Warszawa – Stadion Wojska Polskiego – widzów 13.000
Polska – Kazachstan 3:1 (0:1)
0-1 – Biakow 20′
1-1 – Smolarek 55′
2-1 – Smolarek 64′
3-1 – Smolarek 65′
Polska: Boruc – Michał Żewłakow (46′ Wasilewski), Jop, Jacek Bąk, Bronowicki – Łobodziński (79′ Kosowski), Dudka, Mariusz Lewandowski, Krzynówek, Smolarek, Saganowski (46′ Żurawski).
Kazachstan: Łorija – Lapkin, Kuczma, Smakow, Nurdauletow – Łarin (72′ Sujumagambietow), Skorych (79′ Karpowicz), Bałtijew, Żumaskalijew, Biakow (85′ Aszyrbekow), Ostapienko
Żółta kartka: Lapkin (Kazachstan)