Polska – Kamerun 0:3

10.08.2010

Szczecin – Stadion Miejski im. Floriana Krygiera

Eto’o = E(top!)

Mecz z Kamerunem był spotkaniem dwóch drużyn w kryzysie. Polacy nie strzelili gola od trzech meczów, do tego zostali rozgromieni przez Hiszpanów, z kolei piłkarze z Afryki mieli passę pięciu porażek z rzędu. Mecz jawił się jako idealny moment na przełamanie dla którejś z ekip. Kameruńczycy przylecieli do Polski w najsilniejszym składzie z Samuelem Eto’o na czele (dosłownie na szpicy).

Miejscem kolejnego sparingu kadry miał być Szczecin. Miasto atrakcyjne, przeciwnik egzotyczny – trzeba pofatygować się na mecz. Rzuciłem pomysł, Piotrek był zainteresowany, więc kupiliśmy bilety TLK i ruszyliśmy do Szczecina. Po 10 godzinach podróży i postoju na kilkudziesięciu stacjach docieramy do Szczecina. Wyjazd był tak skalkulowany, że niewiele było czasu wolnego więc po krótkim odpoczynku jedziemy autobusem w kierunku stadionu. Wspominając mecz w Szczecinie zawsze ma skojarzenie z alkomatem, tylko nie jestem do końca pewny, którego meczu ta historia dotyczy. Otóż dotąd byłem na dwóch meczach na Stadionie Miejskim im. Floriana Krygiera. Oprócz opisywanego spotkania byłem kiedyś na meczu ligowym Pogoń Szczecin – Górnik Zabrze. Tak się złożyło, że w wakacje 2005 (cudowny okres studiów) cały okres między czerwcem, a październikiem spędziłem nad morzem. Pracowałem w ośrodku wypoczynkowym w Międzyzdrojach jako parkingowy. Jako, że praca miała swoją specyfikę – 24 godziny pracy i 24 godziny przerwy, wolny dzień wykorzystałem na podróż do Szczecina, a że akurat był wtedy mecz ligowy, poszedłem na stadion przy ulicy Karłowicza zobaczyć starcie ekstra-klasowiczów. Tyle opowieści dziwnej treści, w każdym bądź razie idąc na mecz w Szczecinie (czy to na mecz ligowy czy reprezentacyjny) byłem, a właściwie byliśmy z Piotrkiem pierwszymi osobami wchodzącymi na stadion (przynajmniej tą bramą, która wchodziliśmy). Ochrona sprawdziła bilet, przeszedłem kontrole osobistą, po czym dostałem grzeczne zapytanie czy zgodzę się na kontrolę trzeźwości. Okazało się, że administratorzy stadionu kupili alkomaty i trzeba było je… przetestować. Padło na mnie. Dmuchanie było w sumie do trzech aparatów. Napisze tak – dmuchałem, otrzymałem wynik i mogłem wejść na stadion:). Na obiekcie jesteśmy z Piotrkiem pierwsi, więc mamy dużo miejsca na wywieszenie flagi. Mamy miejsca na łuku więc flaga ląduje na łuku na wysokim płocie. Po stadionie można się swobodnie poruszać więc trochę się pokręciliśmy i czekamy na mecz.

Pierwsze minuty to ostrożne badanie się obu stron. W 2′ Polacy próbowali rozgrywać akcję od tyłu, ale podania były niedokładne, z kolei Kamerun rozpoczął akcję prawą stroną boiska, ale skutecznie zablokowali ją Polacy. Pierwsza bardzo groźna akcja miała miejsce już w 3 minucie meczu, kiedy to Eto’o dostał długie podanie od swojego obrońcy, urwał się środkiem boiska i wbiegł w puste pole między naszych defensorów. Jednak w sytuacji sam na sam z Łukaszem Fabiańskim próbował lobować naszego bramkarza, ale Fabian bez problemu wyłapał piłkę. W tej sytuacji odnotować należy kuriozalne zachowanie Michała Żewłakowa i Grzegorza Wojtkowiaka, którzy zupełnie odpuścili krycie kameruńskiego napastnika. Polacy przez dłuższy fragment meczu nie mieli pomysłu jak dostać się pod bramkę przeciwnika. W 18 minucie strzału sprzed pola karnego spróbował Robert Lewandowski, ale lekkie uderzenie w środek bramki bez problemu obronił goalkeeper gości. W kolejnych minutach walka trwała przede wszystkim w środkowej części boiska, ale dużo aktywniejsi byli rywale. W 27 minucie Kameruńczycy wypracowali sobie bardzo groźną akcję. Marcel Ndjeng na prawym skrzydle urwał się Maciejowi Sadlokowi, dośrodkował, ale tym razem Żewłakow wyprzedził Eto’o w polu karnym i uniemożliwił mu oddanie strzału na bramkę. Minutę później bardzo aktywny na lewym skrzydle Henri Bedimo na pełnej szybkości wyprzedził Wojtkowiaka, ale ten w ostatniej chwili zdołał odepchnąć rywala i wybić piłkę na rzut rożny. Piłkę w narożniku ustawił Ndjeng, dośrodkował, w polu karnym Eto’o wyprzedził Kamila Glika i wepchnął piłkę do bramki. Zawodnicy z Afryki wyszli na zasłużone prowadzenie. Polacy chcieli szybko odpowiedzieć. W 32 minucie wymiana podań przed polem karnym między Pawłem Brożkiem, a Rafałem Murawskim, ten ostatni „kropnął” z całej siły, ale trafił w poprzeczkę. Kilkanaście sekund później znów natarcie Polaków. Tym razem z prawej strony Kuba Błaszczykowski podaje do Lewandowskiego, ale obrońca gości zdołał zablokować strzał Lewego. W 36 minucie po raz enty Bedimo ograł na lewym skrzydle Wojtkowiaka, tworząc groźna akcję w polu karnym. Tym razem trener Franciszek Smuda nie wytrzymał i minutę późnej zarządził zmianę. Niemiłosiernie ogrywanego Wojtkowiaka, zastąpił Marcin Kowalczyk (po meczu okazało się, że obrońca Lecha Poznań odniósł w tym meczu kontuzję, stąd jego słabsza dyspozycja). Po pierwszej połowie dużo lepsze wrażenie zostawili po sobie zawodnicy z Afryki. Byli szybsi, zwinniejsi, bardziej zdeterminowani. Druga połowa zaczęła się od mocnego strzału Ndjenga, dobrze sparowanego przez Przemysława Tytonia, który zastąpił w bramce Łukasza Fabiańskiego. W 53 minucie kapitalna akcja Kameruńczyków. Najpierw szybka wymiana podań w środkowej części boiska, Aurelien Chedjou wbiegł z piłką w okolice pola karnego podał do Eto’o, a ten balansem ciała wypracował sobie sytuację strzelecką. Uderzył cudownie z 16 metrów w lewy górny róg bramki. Strzał nie do obrony. Piękny gol. W kolejnych minutach Polacy przejęli inicjatywę, przenieśli ciężar gry w okolice pola karnego gości, ale nie mogli stworzyć sytuacji bramkowej. Dopiero w 68 minucie Ludovic Obraniak będący w narożniku pola karnego, wycofał piłkę na 12 metr, ale Adrian Mierzejewski uderzył z pierwszej piłki nad bramką. Bardzo miły moment miał miejsce w 79 minucie meczu. Schodzącego z boiska Samuela Eto’o pożegnały oklaski polskich kibiców. Nasi fani docenili nie tylko świetną grę Kameruńczyka w tym meczu, ale uznali także klasę jednego z najlepszych piłkarzy na świecie w tym okresie. Piłkarz Interu Mediolan (a wcześniej Realu Madryt i Barcelony), nie tylko był najlepszy na boisku, ale przewyższał pozostałych uczestników meczu o kilka klas. Najlepszą okazje na zdobycie bramki Polacy mieli w 84 minucie, po katastrofalnym błędzie na środku boiska Andre Bikey’a. Kameruński obrońca podał piłkę wprost pod nogi Mierzejewskiego, który uruchomił prostopadłym podaniem Lewandowskiego, jednak Lewy przegrał pojedynek sam na sam z kameruńskim bramkarzem. Jak głosi stare porzekadło – niewykorzystane sytuację się mszczą. Minutę później dalekie podanie na naszą połowę boiska. Żewłakow przegrywa pojedynek powietrzny z pomocnikiem gości, piłka trafia w okolice pola karnego Vincent Aboubakar prostym zwodem ogrywa Glika i pewnym strzałem pokonuje bezradnego Tytonia. Trzeba przyznać, że Polska obrona zagrała w tym meczu katastrofalnie, nie radząc sobie zupełnie z ofensywnymi zawodnikami rywali. Nokaut w Szczecinie stał się faktem. A nas czekała 10-godzinna podróż powrotna, która po takim „widowisku” nie zapowiadała się szczególnie miło.

 

11 sierpnia 2010

 

Szczecin – Stadion Miejski im. Floriana Krygiera – widzów 17.000

 

Polska – Kamerun 0:3 (0:1)

1:0 Eto’o 30′

2:0 Eto’o 53′

3:0 Aboubakar 85′

 

Polska: Fabiański (46′ Tytoń) – Wojtkowiak (38′ Kowalczyk), Żewłakow, Glik, Sadlok – Dudka (72′ Matuszczyk), Obraniak (77′ Peszko), Murawski (58′ Mierzejewski) – Błaszczykowski, Lewandowski – Brożek (46′ Rybus).
Kamerun: N’Dy – Assou-Ekotto, Bassong, N’Koulou (65′ Bikey), Binya – Chedjou (76′ Matip), Makoun (70′ Mandjeck), Bedimo (82′ Bong) – Ndjeng, Eto’o (80′ Aboubakar), Choupo-Moting (59′ Bienvenu)

 

Żółte kartki: Obraniak (Polska) – Bienvenu (Kamerun)