Leo why?
We wrześniu 2009 roku miał odbyć się kolejny mecz z cyklu „być albo nie być” piłkarskiej reprezentacji Polski w eliminacjach do Mundialu 2010. Rywalem miała być reprezentacja Irlandii Północnej, a więc była szansa na rewanż za kompromitujący występ kilka miesięcy wcześniej w Belfaście. Z racji tego, że oprócz blamażu w Ulsterze naszej kadrze w tych eliminacjach zdarzyły się także inne zawstydzające występy mecz w Chorzowie miał być ostatnią szansą na przedłużenie szans na awans. W dalszej części jesiennej kampanii czekały nas jeszcze trudne wyjazdowe mecze ze Słowenią i Czechami oraz mecz u siebie ze Słowacją, ale żeby w tych meczach grać o stawkę potrzebne były najpierw trzy punkty w meczu z Irlandczykami. Już przy okazji opisu poprzednich meczów piłkarskiej reprezentacji Polski zwracałem uwagę, że z meczu na mecz zaczęła psuć się atmosfera wokół kadry, jak i w samym zespole. Słaba gra piłkarzy, kłótnie i niekompetencja piłkarskich działaczy – taki był obraz piłki nożnej nad Wisłą. Jednak w ostatnim półroczu „oliwy do ognia“ dodał nieoczekiwanie sam trener Leo Beenhakker. W początkowym okresie pracy z biało-czerwonymi selekcjoner był uwielbiany przez kibiców, z czasem ten entuzjazm opadł, jednak trener wciąż był rozgrzeszany z wszelkich błędów i wpadek. Pierwsza rysa na wizerunku selekcjonera pojawiła się już na początku 2009 roku. Otóż w lutym pojawiły się pogłoski, że holenderski trener podjął nieoficjalną współpracę w charakterze doradcy z Feyenoordem Rotterdam. Szkoleniowiec wszystkiemu zaprzeczył i faktycznie w marcu koncentrował się tylko i wyłącznie nad przygotowaniem kadry do meczów eliminacyjnych. Sytuacja zmieniła się bezpośrednio bo marcowej serii gier. Zmieniło się zachowanie i podejście do pracy Holendra. Po pierwsze wyprowadził się z Polski. Można przypuszczać, że kontrakt trenera nie obligował go to przebywania na stałe w Polsce, lecz taka praktyka połączona z dokładną obserwacją polskiej ligi w przeszłości powodowała, że selekcjoner znajdował dla kadry nieoczywistych piłkarzy. Z miesiąca na miesiąc obecność Leo Beenhakkera w Polsce była coraz rzadsza. Trener praktycznie stawiał się w Polsce tylko na żądanie PZPN, albo w związku ze swoimi zobowiązaniami reklamowymi (przypomnieć należy, że Beenhakker był w Polsce „gwiazdą“ m.in. dzięki udziałowi w bardzo popularnych reklamach Tyskiego i banku BZ WBK). Z czasem trener zrezygnował nie tylko z oglądania meczów polskiej ligi ale także przestał obserwować mecze zagraniczne z udziałem kandydatów do gry w kadrze. Polskim mediom wmawiał, że jest w 100% skoncentrowany nad pracą z reprezentacją Polski, a praktycznie codziennie był widywany w siedzibie Feyenoordu. W końcu w wakacje holenderskie media podały, że Beenhakker podpisał z Feyenoodrem 2,5-letni kontrakt, na mocy którego miał pełnić funkcję dyrektora sportowego klubu. Te informację w mig dotarły do Polski. Ówczesny Prezes PZPN Grzegorz Lato w swoim stylu, drwiąc zapewniał, że „Mister Beenhakker“ chce dalej pracować z kadrą i jest w pełni zaangażowany w swoje obowiązki. Holender chyba nie do końca był zorientowany w tym co działo się w polskiej piłce, gdyż na mecze eliminacyjne powołał Marka Saganowskiego grającego wówczas w Southampton w… trzeciej lidze angielskiej. Kolejna dziwna decyzja szkoleniowca dotyczyła zgrupowania przed wrześniowymi eliminacjami Mistrzostw Świata w RPA. Otóż trener na bazę swej drużyny przed arcyważnymi spotkaniami wybrał miasteczko… Muehlheim w pobliżu Frankfurtu nad Menem. Decyzja dziwna choć Polacy przygotowywali się już w tym miejscu do meczów z Portugalią i Finlandią w poprzednim cyklu eliminacyjnym. Trener tłumaczył, że pobyt w tym ośrodku zapewni odpowiedni komfort i ciszę, co jest ważne do optymalnego przygotowania piłkarzy. Całość wyglądała jednak dość dziwnie, gdyż kadra przyleciała z Niemiec do Katowic 4 września (czyli dzień przed meczem), po czym pojechała do hotelu „Piramida“ w Tychach, żeby dzień później jechać do Chorzowa i zagrać mecz. Logistyka przypominająca raczej mecz wyjazdowy i myślę, że odbierająca mam kilka atutów, jak możliwość odpoczynku i odpowiedniej aklimatyzacji, przed bądź co bądź meczem domowym. Takie decyzje podjęto i po czasie możemy tylko dywagować czy były one właściwe.
Mecz niedaleko a do tego zapowiadał się bardzo emocjonująco więc szybko udało się zmontować ekipę wyjazdową. Artur, Artur, Marcin, Kamil, Łukasz, Daniel i ja w sobotnie popołudnie meldujemy się na dworcu kolejowym w Trzebini i ruszamy na Śląsk. Ruszamy oczywiście wyposażeni w „prowiant” – wydawało nam się wystarczający, ale zapasy skończyły się już… przed dojazdem do kolejnej stacji Jaworzno Szczakowa. Dystans niewielki więc szybko docieramy do Katowic i dalej tramwajem jedziemy prosto pod stadion. Stadion Śląski ma ten niesamowity urok, że już na kilkadziesiąt minut przed meczem obiekt zaczyna się zapełniać i po trybunach niosą się pierwsze okrzyki i próby dopingu. Warto dodać, że w Chorzowie zjawiła się pokaźna grupa (blisko 1000 osób) kibiców z Irlandii Północnej, która zasiadła na łuku stadionu. Polscy piłkarze wyszli na boisko w koszulkach z napisem „Wasyl jesteśmy z Tobą“. Był to wyraz wsparcia dla Marcina Wasilewskiego, który w meczu Anderlechtu Bruksela ze Standardem Liege został brutalnie sfaulowany przez Axela Witsela. Vasyl doznał otwartego podwójnego złamania nogi i czekała go długa rehabilitacja. Sytuacja była tak poważna, że dalsza kariera reprezentanta Polski stanęła pod znakiem zapytania. Na szczęście czas pokazał, że w przypadku Vasyla wszystko dobrze się skończyło. Piłkarze na boisku, kibice odśpiewali hymn (na Śląskim jak zwykle jest moc), można zacząć mecz. Od początku było widać, że mecz ma ogromną stawkę dla obu ekip. Na boisku było dużo walki, obie drużyny skupiały się przede wszystkim na tym żeby nie stracić bramki. Pierwsza groźna akcja miała miejsce w 17 minucie, kiedy to Lafferty wygrywa pojedynek biegowy z Michałem Żewłakowem i Mariuszem Lewandowskim oddaje groźny strzał ale tuż obok bramki. W 30 minucie dwójkowa akcja Roger-Paweł Brożek ale w ostatniej chwili obrońca irlandzki dołożył nogę i zablokował strzał Brozia. W 33 minucie także dwójkowa akcja ale tym razem po stronie gości Healy wyłożył piłkę Laffertiemu ale ten został zablokowany przez naszych obrońców. Było to drugie ostrzeżenie dla Polaków, trzecia sytuacja niestety zakończyła się golem dla gości z Ulsteru. Do trzech razy sztuka, znów Lafferty dobrze się ustawił, zgubił Polską obronę, wbiegł w pole karne i pewnym strzałem pokonał Artura Boruca. Przed przerwą był jeszcze groźny strzał Ludovica Obraniaka w 41 minucie wybity z linii bramkowej przez irlandzkiego obrońcę oraz strzał tego samego zawodnika minutę później z rzutu wolnego, ale tym razem bramkarz był dobrze ustawiony i obronił to uderzenie. Obraniak, bohater poprzedniego meczu towarzyskiego z Grecją grał na tyle bezbarwnie, że nie wszedł już na boisko w drugiej połowie. Pierwsza połowa w wykonaniu biało-czerwonych była bardzo słaba, brakowało jakiegokolwiek pomysłu na grę. W 63 minucie powinno być już właściwie po meczu. Fatalny błąd popełnił Dariusz Dudka, który najpierw źle obliczył tor lotu piłki, pozwolił ją przyjąć irlandzkiemu napastnikowi, a następnie nie był w stanie go dogonić. Paterson w sytuacji sam na sam z Borucem strzelił minimalnie obok bramki. Po tej sytuacji Polacy w końcu zaczęli zdecydowanie przeważać i ostatnie 20 minut meczu to już totalna dominacja na boisku z której przez długi czas nic nie wynikało. W 69 minucie świetny strzał Michała Żewłakowa zza pola karnego minimalnie obok słupka. W końcu w 80 minucie akcję rozpoczął na środku boiska Mariusz Lewandowski, podał do Roberta Lewandowskiego ten znalazł w polu karnym Brozia. Napastnik Wisły Kraków mocno podał wzdłuż bramki do piłki ponownie dopadł Mariusz Lewandowski i skierował ją do siatki. Była to sytuacja stykowa, gdyż do piłki ruszył Polak i dwóch Irlandczyków. Finalnie okazało się, że ostatni piłki dotknął irlandzki stoper więc mieliśmy trafienie samobójcze. Polacy poszli za ciosem i w 82 minucie mieliśmy bombę Rogera zza pola karnego ale bramkarz dobrze ustawiony zdołał obronić, w 84 minucie Mariusz Lewandowski główkował minimalnie niecelnie po dośrodkowaniu Rogera i w końcu 92 minucie znów strzela Mariusz Lewandowski, ale znów lepszy był irlandzki goalkeeper. W międzyczasie mogliśmy dostać nokautujący cios. Nieco wcześniej bo w 86 minucie Paterson w z pozoru niegroźnej sytuacji z boku pola karnego zamiast dośrodkowywać zdecydował się na strzał (taki typowy centrostrzał), Boruc chyba nie spodziewał się takiego rozwiązania, zdążył z interwencją, ale wybił piłkę przed siebie. Futbolówka była kilka metrów przed pustą bramką biało-czerwonych, na szczęście pierwszy dopadł do niej Dudka i wybił ją z pola karnego. Gwizdek końcowy i salwa gwizdów na trybunach. Niestety nie tak to miało wyglądać. Jeśli spojrzeć jak te eliminacje wyglądały wcześniej i jakie dziwne decyzje podejmował w ostatnich miesiącach, tygodniach selekcjoner końcowy wynik był jakby wypadową tych wszystkich działań. Wydawało się, że po tym meczu dni Beenhakkera w fotelu trenera piłkarskiej reprezentacji Polski są policzone. Niestety remis w tym meczu zredukował prawie do zera szanse Polaków na wyjście z grupy. Bezpośredni awans do afrykańskiego mundialu wywalczyć mógł tylko zwycięzca grupy, a drugi zespół trafiał do barażu, jeśli nie będzie miał najgorszego bilansu w porównaniu z wicemistrzami pozostałych ośmiu grup eliminacyjnych. No cóż trzeba było walczyć, chodź przed Polakami były teraz dwa trudne mecze wyjazdowe ze Słowenią i Czechami
5 wrzesień 2009
Chorzów – Stadion Śląski – widzów 38.000
Polska – Irlandia Północna 1:1 (0:1)
0:1 Lafferty 38’
1:1 M. Lewandowski 80’
Polska: Boruc – Golański, Dudka, Żewłakow, Krzynówek – Błaszczykowski, M. Lewandowski, Murawski (61’ R. Lewandowski), Roger, Obraniak (46’ Smolarek) – Paweł Brożek
Irlandia Północna: Taylor – McAuley, Craigan, Hughes, Evans – Johnson, Clingan, McCann, Davis – Lafferty (54’ Paterson), Healy
Żółte kartki: Golański (Polska)