Do trzech razy sztuka
Kolejny etap piłkarskich przygotowań do Euro 2012 miał miejsce na przełomie maja i czerwca 2010 roku. Wtedy dość niestandardowo reprezentacja miała zaplanowane aż trzy mecze towarzyskie (jeden mecz u siebie, jeden na neutralnym terenie i jeden wyjazdowy). Maraton miał zacząć się w Kielcach od spotkania z Finlandią. W przypadku stolicy województwa świętokrzyskiego można napisać do trzech razy sztuka, ponieważ dwaj wcześniejsi rywale, którzy mieli przyjechać do Kielc (Rumunia, Bułgaria) odmówili, przyjechali za to Finowie. Był to trzeci mecz reprezentacji Polski w Kielcach (po meczach z Armenią i rekordowym strzelaniu z San Marino). Mecze w tym terminie miały być kontynuacją przeglądu kadr. Szczególnie zestawienie planowane w meczu z Finlandią miało być mocno eksperymentalne. Potem skala trudności rosła (kolejnymi rywalami miały być najpierw Serbia, a potem Hiszpania) i w tych meczach selekcjoner chciał sprawdzić jak na tle mocnych zespołów zaprezentuje się najmocniejszy skład. Zgodnie z przewidywaniami Franciszek Smuda na zgrupowanie powołał bardzo dużo „nowych twarzy”, przede wszystkim zawodników wyróżniających się w polskiej lidze.
Sobota, Kielce, mecz – brzmiało nieźle dlatego dość szybko udało się zebrać ekipę (Marcin, Daniel, Sebastian, Sebastian) i w pięcioosobowym składzie ruszamy w Świętokrzyskie. Wesoły samochód mknie do Kielc, niestety jeden delikwent mocno przegiął z procentami z czego wyniknęły śmieszne ale i kłopotliwe sytuacje na miejscu. Po dotarciu do Kielc pierwsze kroki kierujemy w stronę „Maka”. I tutaj pierwsza „akcja” gdyż wspomniany „dziabnięty” kumpel pomylił kubek z sokiem z kubkiem z gorącą herbatą i wziął głęboki łyk. O tym co działo się potem nie będę pisał, w każdym bądź razie większych konsekwencji nie było. Pojedzeni ruszyliśmy w miasto. Z racji tego, że mieliśmy sporo czasu zobaczyliśmy Dawny Pałac Biskupów Krakowskich, Kadzielnię, pospacerowaliśmy ulicą Sienkiewicza. W pewnym momencie „gwiazda” naszego wyjazdu zniknęła, więc zaczęliśmy dość intensywne poszukiwania gdyż czas zaczął nas już naglić. Z parku w centrum miasta słychać było muzykę więc postanowiliśmy tam sprawdzić. Podchodzimy bliżej okazało się że była to któraś edycja kieleckiego pikniku dla abstynentów. I co? I niestety spotkaliśmy tam naszego kolegę, który ubzdryngolony szedł chwiejnym krokiem pod sceną. Przepraszamy, zawijamy go i idziemy na stadion. To niestety nie był koniec przygód. Docieramy na stadion, dzielimy się biletami i idziemy do wejścia. Po kolei wchodzimy przez kołowrotki, gwiazdor chciał iść ostatni bo musiał jeszcze buty zawiązać. W czwórkę byliśmy już na stadionie, niestety nasz kolega zamiast pchać kołowrotek do przodu, usilnie próbował go przyciągnąć do siebie. Nie umknęło to uwadze ochroniarzy, którzy nie chcieli go wpuścić na stadion. My już nie mogliśmy się cofnąć, więc umówiliśmy się z ochroniarzem, że kolega posiedzi na murku pół godziny, ochłonie i za kilkanaście minut wejdzie na stadion. Wchodzimy na trybuny, robimy pamiątkowe zdjęcie i wieszamy flagę na barierkach. W Kielcach jak zwykle stadion mocno oflagowany. Po pół godzinie wracamy w okolice bram wejściowych ale naszego kolegi już tam nie było. Ciąg dalszy historii na końcu.
Medialne przewidywania się sprawdziły. Od pierwszej minuty Franciszek Smuda desygnował do gry trójkę debiutantów: Przemysława Tytonia, Adriana Mierzejewskiego i Adama Matuszczyka (w sumie w meczu zagrał jeszcze jeden debiutant Artur Sobiech). Od pierwszych minut gra była spokojna, choć już na samym początku meczu mogliśmy przegrywać. W 2′ z pozoru niegroźna akcja Finów, Kasper Hamalainen (ten sam, który wiele lat później grał w barwach Lecha Poznań i Legii Warszawa) wygrał pojedynek szybkościowy z Darkiem Dudką, dośrodkował z prawej strony, a interweniujący wślizgiem Grzegorz Wojtkowiak, zmienił tor lotu piłki, ta odbiła się od słupka i wyszła za linię. Centymetry dzieliły nas od bramki samobójczej. Polacy szybko odpowiedzieli. Najpierw w 5 minucie bo złym wybiciu fińskiego bramkarza Mierzejewski, próbował strzału z połowy do pustej bramki, jednak uderzył bardzo niecelnie. Minutę później Łukasz Piszczek bardzo mocno przymierzył z 40 metrów jednak wprost w goalkeepera gości. Kolejne minuty to walka w środku pola i kilka mniej groźnych akcji Polaków. Blisko gola było w 23 minucie. Trójkowa akcja Mierzejewski, Jeleń, Lewandowski, ale w polu karnym Lewego uprzedzili obrońcy gości. W 32 minucie bardzo groźny strzał oddali Finowie. Roman Eremenko znalazł trochę miejsca przed polem karnym, uderzył momentalnie i piłka musnęła poprzeczkę polskiej bramki. Polacy atakowali, prowadzili grę, ale pojedyncze zrywy gości były bardzo groźne. Kolejny strzał na bramkę Polacy oddali już w drugiej połowie. W 52 minucie Dudka przymierzył mocno z narożnika pola karnego, ale dobrze ustawiony Fredrikson nie miał problemów z interwencją. Trzy minuty później z prawie tego samego miejsca strzelał Irek Jeleń, ale bramkarz gości nie dał się pokonać. Kolejna bardzo dobra sytuacja Polaków miała miejsce w 63 minucie. Seria krótkich podań w obrębie pola karnego, w końcu piłka trafia na 8 metr do Lewandowskiego, ten z pierwszej piłki odgrywa do Błaszczykowskiego, Kuba przymierzył, jednak trafił w słupek. W 66 minucie miała miejsce najładniejsza akcja meczu. Mierzejewski miękkim podaniem przelobował całą linie obrony Finów, zagrał do wbiegającego w pole karne Jelenia, jednak Irek nieczysto trafił w piłkę i Fredrikson poradził sobie z jego strzałem. Kolejna akcja i kolejny strzał miał miejsce w 73 minucie, z linii pola karnego strzelał Sławek Peszko, ale po rykoszecie piłka wyszła na rzut rożny. Polacy mogli otworzyć mecz golem samobójczym i analogicznie blisko „swojaka” było w końcówce. W 83 minucie groźna kontra Finów, najpierw dośrodkowanie z lewej do prawej strony w obrębie pola karnego, mocna wrzutka z prawej strony i tuż przed bramką Maciej Rybus w niekontrolowany sposób przeciął lot piłki, ta zmieniła kierunek, ale na szczęście o centymetry minęła słupek polskiej bramki. Polacy strzelali w tym meczu bardzo często. Były to albo strzały niecelne, albo takie po których fiński bramkarz nie miał prawa skapitulować. Dopiero w 89 minucie Jeleń huknął zza pola karnego pod poprzeczkę ale Fredrikson popisał się fantastyczną paradą. Piłkę meczową miał w 94 minucie meczu debiutant Artur Sobiech. Dośrodkował z lewej strony Patryk Małecki, fiński obrońca w polu karnym minął się z piłką, ta trafiła do Sobiecha, jednak ten z kilku metrów strzelił z całej siły… w trybuny. Wynik 0:0, ale takie bezbramkowe spotkania przyjemnie się ogląda. Duża intensywność gry, dużo walki, dużo strzałów. Polacy potrafili utrzymywać się przy piłce, atakować skrzydłami, zabrakło skuteczności. Bardzo solidnie zagrała także Finlandia. Nie była to przysłowiowa „obrona Częstochowy”. Skandynawowie oczywiście postawili na szczelną obronę, ale często próbowali rozgrywać piłkę w środku pola, nie bali się także wychodzić do kontrataków większą ilością zawodników. Moim zdaniem najlepszy na placu gry był debiutant Adrian Mierzejewski. Dopóki był na boisku, był wszędzie. Grał umiejętnie w trójkach na środku boiska, regulował tempo gry, rozrzucał krótkie piłki na skrzydła, długimi podaniami przerzucał ciężar gry na drugą stronę boiska. Do tego prostopadłymi podaniami uruchamiał napastników i bardzo groźnie bił rzuty rożne. Z tego opisu można wywnioskować, że był to występ prawie kompletny. Wiadomo trzeba wziąć poprawkę na jakość przeciwnika, ale wyglądało to bardzo obiecująco. Ten mecz dla mnie miał wymiar sentymentalny, gdyż na boisku mogłem zobaczyć będącego u schyłku kariery 39-letniego Jariego Litmanena. Jako młody chłopak wychowałem się na „dzieciakach” z Ajaxu, gdzie w ataku brylował duet Kluivert – Litmanen. Minęło kilkanaście lat i legenda fińskiej i europejskiej piłki zawitała do Kielc. To była przyjemność.
Po końcowym gwizdku zwijamy flagę i idziemy szukać naszego kumpla. Najprościej byłoby zadzwonić ale oczywiście nie wziął telefonu. Obok bramy wejściowej go nie było, obeszliśmy więc stadion dookoła i dalej nic. Skierowaliśmy się w kierunku samochodu. Obdzwoniliśmy wiele miejsc i naszych wspólnych kumpli ale nikt nic nie wiedział. Czas mijał sytuacja się nie zmieniała w końcu padła decyzja, że wracamy. W końcu jest dorosły, najstarszy z nas, na wielu meczach już był i wie jak nie raz wyglądają powroty z wyjazdów. Wracamy ale cały czas dyskutujemy gdzie też nasz gwiazdor się podział. Zagadka rozwiązała się kolejnego dnia. Otóż wieczór i noc spędził w „hotelu dla zaprawionych”. Rano gdy wstał okazało się, że nie ma nie tylko telefonu ale także portfela. I tu najlepsza część tej historii. Przejechał bez biletu najpierw pociągiem z Kielc do Katowic, potem kolejnym pociągiem z Katowic do Trzebini, dalej autobusem z Trzebini do Chrzanowa, kolejnym autobusem z Chrzanowa do Libiąża i w końcu gdy był już 3 przystanki od domu, natrafił na „kanara” w lokalnym autobusie. Najważniejsze, że cały i zdrowy wrócił do domu.
29 maj 2010
Kielce – Arena Kielce – widzów 14.000
Polska – Finlandia 0:0
Polska: Tytoń – Piszczek, Żewłakow (46’ Sadlok), Wojtkowiak, Dudka – Mierzejewski (75’ Rybus), Jodłowiec, Matuszczyk (61’ Peszko), Błaszczykowski (85’ Nowak) – Jeleń (89’ Sobiech), Lewandowski (93’ Małecki)
Finlandia: Fredrikson – Lampi (82’ Jalasto), Noisander, Sparv, Parviainen – Eremenko, Litmanen (72’Roiha), Hamalainen (81’ Perovuo), Heikkinen – Johansson, Porokara