Wstęp wolny
Jak poznać, że złapało się bakcyla do piłki i do wyjazdów? Kiedy wbrew zdrowemu rozsądkowi jedziesz:
a) na mecz w sezonie „ogórkowym”,
b) na mecz o nic w dodatku ze słabym rywalem,
c) trzeba przejechać szmat drogi i stracić mnóstwo czasu,
d) jest duże prawdopodobieństwo, że na stadion nie wejdziesz.
Wszystkie te elementy wyliczanki spełniał mecz Polska – Estonia we Wronkach. Mecz zaplanowano w… lutym. W teorii w tym czasie liczył się każdy mecz, gdyż jesienią reprezentacja zapewniła sobie awans na EURO, a do rozpoczęcia turnieju zostało kilka miesięcy. Ciężko było jednak znaleźć sens rozgrywania meczu w Polsce w zimie. Wiadomo, jak wyglądała wtedy infrastruktura w naszym kraju (brak stadionów z podgrzewaną murawą, brak nowoczesnych systemów odwadniających), więc istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że murawa w tym okresie mogła nie nadawać się do gry. Mało tego granie na ciężkim podłożu groziło kontuzjami, a w kontekście zbliżających się mistrzostw raczej nikt nie podejmie ryzyka grania na 100% w takich warunkach. Pewnie mając to na uwadze selekcjoner nie powołał na to zgrupowanie większości podstawowych zawodników kadry, a skład oparł na piłkarzach ówczesnej Orange Ekstraklasy (Kamil Grosicki grający wówczas w szwajcarskim Sionie, był jedynym piłkarzem z zagranicy, który przyjechał na to zgrupowanie). Innym kluczowym powodem absencji zawodników, był fakt, że mecz rozgrywany był poza oficjalnym okienkiem reprezentacyjnym FIFA. W tym przypadku najważniejsze był fakt, że trener Beenhakker chciał grać, a do tego kontrakty telewizyjne były w tych czasach tak skonstruowane, że reprezentacja musiała zagrać spotkanie towarzyskie w okresie zimowym czy to w Polsce czy zagranicą. Przeciwnikiem miała być Estonia, czyli wiadomo przeciwnik, który nie rzuca na kolana, ale kto mocniejszy zgodziłby zagrać poza oficjalnym terminem i to jeszcze w lutym? Mecz miał się odbyć we Wronkach, co akurat wydawało się logicznym wyborem, bo Wronki i stadion Amiki były w tych czasach bazą treningową piłkarskiej reprezentacji Polski (zresztą wcześniej także za kadencji Pawła Janasa). Szukanie w zimie na siłę innej lokalizacji było bez sensu. Założenie było takie, że piłkarze przyjadą na cykl treningowy i zakończą go sparingiem na miejscu. Pomyślałem Wronki? Ciekawy wyjazd! Kończyła się przerwa zimowa na studiach więc można było jeszcze wyskoczyć na mecz. Logistyka nie była łatwa bo dojeżdżał tam wtedy jedynie pociąg. Rzuciłem pomysł Kamilowi co sądzi o 7-godzinnym tripie do Wronek i wspólnie ustaliliśmy, że jedziemy. Pozostała kwestia biletów na mecz i to z tymi biletami była najciekawsza historia. Otóż jak wspomniałem wcześniej kadra zapewniła sobie awans na EURO 2008. Wiadomo sukces w końcu po to się gra w eliminacjach, żeby awansować. W tym przypadku był to wyjątkowy sukces – pierwszy awans Reprezentacji Polski na Mistrzostwa Europy w historii! Leo Beenhakkerowi udała się sztuka, która wcześniej nie udawała się trenerom Górskiemu, Piechniczkowi czy Wójcikowi. W Polsce zapanowała moda na Reprezentację, podsycana dodatkowo przez media. Zainteresowanie meczami było ogromne. Podobnie było z meczem we Wronkach, ale PZPN tego nie przewidział. Działacze spodziewali się, że będzie to zwykły mecz sparingowy, który zainteresuje co najwyżej lokalnych mieszkańców, tymczasem do Wronek przyjechało kilka tysięcy kibiców. My z Kamilem zaopatrzeni w „płynny prowiant” ruszyliśmy z Krakowa w stronę Wielkopolski. Na miejscu pierwsze zaskoczenie. Miał być kameralny mecz, a tu tłumy kibiców od dworca, przez miasto aż po stadion. I to nie fanów z trąbkami i piwem w ręku (no może w lutym to z małpką w ręku), a kibiców z szalikami i flagami z całej Polski. Wracając do biletów, miał to być mecz… bez biletów. Wstęp miał być wolny, trzeba było jedynie zarezerwować i zamiast płatnej karty wstępu otrzymywało się bezpłatny bilet pamiątkowy. W puli było ponad 3000 biletów rozdysponowanych wcześniej i kilkaset biletów, które miały być dostępne w kasach przed meczem. Nie były znane zasady dystrybucji pierwszej puli, dlatego większość kibiców (pewnie kilka tysięcy), zjechało do Wronek z myślą zakupy biletów w kasie przed meczem. Na miejscu konsternacja. Miały być bilety a nie ma. Pomijając fakt, że wejściówek i tak nie starczyłoby dla wszystkich, na miejscu okazało się, że biletów nie było w ogóle. Nastał zmrok, mecz się zbliża, a przed główną bramą wejściową na stadion zaczynają kłębić się tłumy. Zaczyna robić się nerwowo. Nie po to ktoś przyjechał z Rzeszowa, Łodzi czy Olsztyna, żeby postać sobie na mrozie pod bramą stadionu we Wronkach, tym bardziej że wszyscy chcieli normalnie kupić/dostać bilet. My staliśmy gdzieś pośrodku tłumu, a przy bramie wejściowej cały czas trwały jakieś nerwowe rozmowy między kibicami a ochroną. Aż tu nagle rampampam i tysiące kibiców (wraz z „bramą wejściową”) w kilka chwil zapełniły trybuny stadionu we Wronkach. Można powiedzieć, że fani w akcie irytacji dosłownie potraktowali komunikat PZPN – „na mecz wstęp wolny”. Wieszamy z Kamilem flagę, kręcimy się trochę po stadionie, robimy parę zdjęć i czekamy na mecz.
Czy Adam Kokoszka był kapitanem piłkarskiej reprezentacji Polski? Czy tacy zawodnicy jak Piotr Kuklis, Konrad Gołaś, czy Tomasz Lisowski grali kiedyś w reprezentacji Polski. Na oba pytania odpowiedź brzmi „Tak”, a spina je mecz Polska – Estonia we Wronkach. Na ponad 100 dni przed EURO 2008, trener Beenhakker powołał na mecz towarzyski zaciąg ligowy. Część zawodników walczyła jeszcze o załapanie się do szerokiego składu kadry na turniej mistrzowski. Rywalem była Estonia i nawet w mocno eksperymentalnym i niedoświadczonym składzie to Polacy byli faworytami. Już w pierwszej minucie meczu nasi zawodnicy mogli prowadzić 1:0, ale po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Michała Golińskiego, piłka minęła wszystkich zawodników w polu karnym i trafiła w słupek. Polacy mocno zaczęli i faktycznie na przestrzeni całego meczu przewaga biało-czerwonych nie podlegała dyskusji. Brakowało jednak wykończenia akcji. Na uwagę zasługiwała współpraca duetu Łukasz Garguła – Radosław Matusiak. Kilka razy ten pierwszy podawał, drugi strzelał. Jedna z prób zakończyła się sukcesem. W 38 minucie dośrodkowanie Garguły z rzutu wolnego zamknął na dłuższym słupku właśnie Matusiak. W drugiej połowie selekcjoner zdecydował się na dokonanie 4 zmian i akcja z udziałem dwójki nowych zawodników przyniosła Polakom drugą bramkę. Najpierw Radosław Majewski dośrodkował piłkę z rzutu rożnego, najwyżej w polu karnym wyskoczył Jakub Wawrzyniak, uderzył piłkę głową, ta trafiła w estońskiego obrońcę, spadła pod nogi Tomasza Zahorskiego i ten z 2 metrów skierował ją do bramki. Estonia piłkarsko była zdecydowanie słabsza, ale należy podkreślić dwie sytuacje jakie w tym meczu miał Vasiliew, wtedy jeszcze młody chłopak, późniejsza legenda estońskiej piłki. Najpierw w 51 minucie po ładnej akcji estończyków, strzał zza pola karnego niepewnie obronił Sebastian Przyrowski, a dobitka Vasiliewa z ostrego kąta z kilku metrów trafiła w słupek. Z kolei w 80 minucie sam Wasiliew przymierzył bardzo mocno z lewej nogi z 30 metrów ale polski bramkarz obronił ten strzał. Najlepszy zawodnik tego meczu to moim zdaniem Matusiak. Oprócz bramki, szarpał, strzelał, wychodził na pozycję. Co do atrakcji około-boiskowych to należy podkreślić, że kibice szczelnie oflagowali obiekt we Wronkach. Minusem były wszechobecne trąbki i piszczałki, które sprawiały że człowiek czuł się jakby stał pod rozbiegiem i czekał na telemark kolejnego zawodnika. Do tego do przesady powtarzane było przeciągnięte Leoooooo i momentami miało się wrażenie jakby cały stadion przyszedł kibicować trenerowi. Koniec końców czy ten mecz wniósł coś do przygotowań reprezentacji? Na pewno tak, bo dzięki temu i kilku innym meczom towarzyskim do szerokiej kadry na EURO 2008 wskoczyli m.in. Wawrzyniak, Kokoszka, Pazdan, Garguła czy Zahorski… kosztem Matusiaka.
Prosto po meczu udajemy się na dworzec PKP. Na dworcu spotykamy kibiców Rakowa, z którymi podróżowaliśmy także na mecz. Szukamy przedziału, w końcu dosiadamy się do jakiegoś żołnierza, który akurat wracał z jednostki. Podróż mija szybko na rozmowach o piłce i o życiu, jednak żeby nie było nudno musiało się coś wydarzyć. Otóż nagle do przedziału wchodzi dwójka SOK-istów i chcę nas ukarać mandatami. Za co!? Jak zostało to ujęte ktoś zrobił „oprawę miesiąca” czyli pozbierał wszystkie rolki papieru toaletowego w całym pociągu i rozrzucił wszystko w jednym przedziale robiąc „pociągowe serpentyny”. Zaprzeczyliśmy, nie zgodziliśmy się na żaden mandat, więc Panowie mandatem ukarali… żołnierza, który całą drogę spał. Ot szukanie winnych po polsku.
27 luty 2008
Wronki – Stadion Amiki – widzów 5.000
Polska – Estonia 2:0 (1:0)
1:0 – Matusiak 38’
2:0 – Zahorski 72’
Polska: Przyrowski – Pawelec (64′ Kuklis), Kokoszka, Wawrzyniak, Lisowski – Grosicki (64′ Gołoś), Pazdan, Goliński, Zieńczuk (64′ Zahorski) – Garguła (64′ Majewski) – Matusiak
Estonia: Londak – Sisov (85′ Jaager), Rahn, Sidorenkov, Barengrub – Dmitrijev, Purje, Kink (74′ Konsa), Vassiljev (89′ Saag), Anniste (66′ Vunk) – Zahovaiko (59′ Voskoboinikov)
Żółte kartki: Anniste (Estonia)