Polska – Czechy 2:1

11.10.2008

Chorzów - Stadion Śląski

Ostatni błysk Leo

Po rozczarowującym starcie eliminacji do Mistrzostw Świata w RPA (remis ze Słowenią, zwycięstwo po przeciętnym meczu z San Marino) przyszedł czas na mecz, który wydawał się kluczowy dla dalszego przebiegu eliminacji. Do Chorzowa miała przyjechać reprezentacja Czech, wówczas 8 drużyna rankingu FIFA, która także średnio zaczęła eliminacje (remis z Irlandią Północną). Mimo dość przeciętnej gry i sytuacji w tabeli pozytywna aura wokół reprezentacji (może bardziej wokół osoby selekcjonera) była na tyle duża, że na Stadion Śląski przyszedł komplet publiczności. W pięcioosobowym składzie – z Danielem, Wojtkiem, Łukaszem i Marcinem pakujemy się do szacownego Daewoo Tico i pyrkamy sobie powolutku do Chorzowa.

Atmosfera na trybunach była godna meczu eliminacji mistrzostw świata do tego meczu z sąsiadami, który zawsze ma dodatkowy smaczek. Klimat z trybun przeniósł się na plac gry, gdzie od początku meczu było bardzo gorąco. Obie drużyny grały bardzo agresywnie, było dużo faulów, ale sędzia pozwalał na twardą grę. Jeśli chodzi o sytuacje bramkowe to Czesi i Polacy do przerwy stworzyli po dwie groźne sytuacje, z których Polakom jedną udało zamienić się na bramkę. Idąc po kolei. W 9 minucie Marek Jankulovski wbiegł w pole karne z lewej strony, wycofał do Miroslava Slepicki ale jego strzał obronił Artur Boruc. W 18 minucie doskonałą sytuację w polu karnym miał Kuba Wawrzyniak, ale po świetnym podaniu Rogera przestrzelił z kilku metrów. W 21 minucie fenomenalny wyrzut piłki Petra Cecha z własnego pola karnego aż za połowę boiska, do piłki dopadł Milan Baros, popędził na bramkę, ale sytuacje jeden na jeden wygrał Boruc. Wreszcie w 26 minucie seria zwodów Kuby Błaszczykowskiego w środku boiska, balansem ciała zgubił trzech rywali, podał do Pawła Brożka, który strzałem za pola karnego strzelił pierwszą bramkę. Jeśli chodzi o pierwszą połowę działo się na boisku, ale działo się także na trybunach. Do Chorzowa przyjechała bardzo liczna grupa kibiców z Czech, która zajęła miejsce na jednym z łuków stadionu, oddzielona od polskich sektorów jedynie szpalerem pracowników ochrony. Nie wróżyło to dobrze i faktycznie w czasie meczu było niespokojnie. Około 30 minuty Czesi odpalili pirotechnikę, co sprowokowało polskich kibiców. Na trybunach zaczęły się zamieszki. Liczba ochroniarzy była zbyt mała aby zapobiec starciu kibiców. Przez kilka minut trwała regularna walka między fanami z Polski i Czech. Wydarzenia na trybunach dodatkowo podgrzały atmosferę tego meczu. Na przerwę Polacy schodzili prowadząc a niedługo po rozpoczęciu drugiej połowie podwyższyliśmy prowadzenie. W 53 minucie podanie ze środka boiska Rogera do Błaszczykowskiego. Ten przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, wbiegł w pole karne i miękką podcinką pokonał czeskiego bramkarza. Stadion eksplodował. Trzeba przyznać, że Polacy zasłużyli na tego gola. Mało tego wydawało się że nasza kadra cofnie się i zacznie bronić wyniku, a było odwrotnie. Polacy kontrolowali grę i stwarzali sobie kolejne sytuację. Dobra gra nakręcała trybuny, stadion żył. Mimo, że nie był prowadzony zorganizowany doping po raz kolejny okazało się, że kibice w „Kotle czarownic” potrafią stworzyć niepowtarzalną atmosferę Dominacja Polaków trwała do 80 minuty, wtedy to kontrolę nad meczem przejęła reprezentacja Czech. Najpierw groźnym strzałem postraszył David Rozehnal. W 87 minucie kolejne genialne rozpoczęcie gry pokazał Petr Cech. Znów dalekim… wyrzutem spod własnej bramki przez połowę boiska, uruchomił Libora Sionko, ten podał na wolne pole do Vaclava Sverkosa, ten dośrodkowuje w pole karne na głowę Martina Fenina i Czesi zdobywają bramkę kontaktową. Podkreślić należy, że w bramkę zaangażowani byli zawodnicy, którzy weszli na boisko z ławki rezerwowych. Nerwowa końcówka, ale wynik nie uległ zmianie. Polacy odnieśli bardzo ważne zwycięstwo po bardzo dobrym meczu. Najlepszy na boisku był zdecydowanie Kuba Błaszczykowski, który jak zawsze miał wielkie serducho do gry, dryblował, napędzał akcje, miał bramkę i asystę. Podsumowując to spotkanie należy zauważyć, że mecz Polska – Czechy był końcem pewnego cyklu w historii reprezentacji i historii polskiej piłki. Po pierwsze cofając się nieco wstecz zwycięstwo z Czechami było trzecim kolejnym ważnym i historycznym triumfem w meczach eliminacyjnych na Stadionie Śląskim (poprzednio niezapomniane mecze z Portugalią i Belgią). Niestety kolejny mecz w Chorzowie przeciwko Słowacji rozgrywany był w katastrofalnej atmosferze i w katastrofalnych warunkach atmosferycznych, a potem śląski gigant z powodu remontu był wyłączony z użytkowania przez kilkanaście lat. Jeśli chodzi o stadion, był to też definitywny koniec historycznej wieży na trybunie głównej. Kilka miesięcy wcześniej rozpoczął się jej demontaż, w meczu z Czechami pozostało już tylko dolne piętro, które potem definitywnie rozebrano. Jeśli chodzi o sferę sportową, był to ostatni bardzo dobry mecz reprezentacji Polski z silną europejską drużyną za kadencji Leo Beenhakkera. Wyłączając późniejszy mecz z San Marino, od października 2008 roku rozpoczął się ostry sportowy „zjazd” reprezentacji Polski, skorelowany z tym co działo się w piłkarskim związku.

 

11 październik 2008

Chorzów – Stadion Śląski – widzów 50.000

 

Polska – Czechy 2:1 (1:0)

1:0 Paweł Brożek 27’

2:0 Błaszczykowski 53’

2:1 Fenin 87’

 

Polska: Boruc – Wasilewski, Dudka, Żewłakow, Wawrzyniak (43’ Krzynówek) – Błaszczykowski, Murawski (90’ Jodłowiec), Roger, Mariusz Lewandowski, Smolarek – Paweł Brożek (64’ Robert Lewandowski)

Czechy: Cech – Grygera (58’ Sionko), Ujfalusi, Rozehnal, Jankulovski – Pospech, Kovac, Plasil, Sirl – Baros (81’ Fenin), Slepicka (58’ Sverkos)

Żółte kartki: Dudka (Polska) – Kovac (Czechy)