Polska – Bułgaria 2:0

03.03.2010

Warszawa – Stadion Polonii

Czarne koszule

Kolejny mecz towarzyski i kolejne wstydliwe kłopoty infrastrukturalne. Przeciwnikiem w meczu sparingowym w marcu 2010 roku miała być reprezentacja Bułgarii. W tym czasie jedynym obiektem piłkarskim, który Polska mogła pokazać światu i na którym mogła bez skrępowania ugościć drużynę przyjezdną był stadion Korony w Kielcach. Rok 2010 to piłkarska polska w budowie. W związku ze zbliżającym się Euro 2012 budowane były stadiony we Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu, Warszawie, do tego przebudowywany był także „Kocioł Czarownic“ w Chorzowie. Pierwotny wybór jeśli chodzi o gospodarza padł na Kielce, jednak na rozegranie meczu w stolicy województwa świętokrzyskiego nie zgodziła się federacja bułgarska. Podobnie jak wcześniej Rumuni, tym razem Bułgarzy ze względów logistycznych zgodzili sie zagrać sparing ale pod warunkiem, że będzie on rozegrany w stolicy. I tu pojawił się problem gdzie grać. Stadion Narodowy w budowie, teoretycznie w odwodzie był Stadion Legii (także w budowie), ale po fatalnych doświadczeniach z murawą podczas wcześniejszego sparingu z Rumunią, ani piłkarze, ani trener, ani nawet sami działacze nie chcieli grać przy Łazienkowskiej. Z braku innych opcji zdecydowano się na obiekt Polonii Warszawa, gdzie jak się okazało murawa też była tragiczna a właściwie jej… nie było. Problemy z boiskiem to nie jedyne kontrowersje jakie wiązały sie z tym meczem. Kilka dni wcześniej sponsor techniczny kadry, firma Nike, zaprezentowała nowe koszulki Reprezentacji Polski w kolorze czarnym! Po dokładnym przyjrzeniu okazywało się, że to jednak nie czarny tylko granatowy, ale jakby wpadek było mało rękawki były w barwach czerwono-białych. Czy to do cholery koszulki Monako? Ogólnie kontrowersji co do wyglądu nowych trykotów było bardzo dużo, a dostawca sprzętu zamiast przeprosić za wpadkę, wszedł w głębszą polemikę na temat kolorów koszulek, twierdząc że są one …obsydianowe. I tak obsydianowo-czerwono-białe koszulki reprezentacji Polski stały się sportowym tematem numer jeden. W tym miejscu należy przypomnieć, że Polska kadra grała już wcześniej dwukrotnie w czarnych koszulkach – najpierw w 1998 roku w meczu eliminacji EURO 2020 z Luksemburgiem w Warszawie i potem w 2002 roku w towarzyskim meczu z Danią. No ale obsydianu jeszcze nie było!

Mecz z Bułgarią miał być kolejnym etapem z jednej strony eksperymentowania, a z drugiej zgrywania kadry, gdyż już za nieco ponad dwa lata miały sie rozpocząć finały EURO 2012. W pierwszej wersji planowałem jechać na ten mecz do Kielc, ale skoro grają w stolicy to jedziemy do Warszawy. Początek marca, zimno i pochmurno więc tym razem obyło się bez „zwiedzania“ stolicy i prosto z dworca jedziemy z Danielem na Konwiktorską. Przed bramami stadionu byliśmy dosyć wcześnie i od razu zdecydowaliśmy się wejść na obiekt. Jak się okazało była to dobra decyzja, gdyż z czasem przed stadionem zebrała się duża grupa kibiców Legii, którzy w barwach próbowali wejść na mecz. Było trochę ekscesów, w wyniku których ochrona zaczęła drobiazgowo sprawdzać wszystkich wchodzących na stadion. Efekt był taki, że spora liczba kibiców weszła na obiekt już w czasie trwania meczu. Po wejściu na trybunę Kamienną wieszamy na płocie flagę i marzniemy czekając na mecz. Jeśli chodzi o stadion to odczucia fatalne. Jakoś wszystko na tej Polonii takie stare, szare i smutne. Jednak trybuny, szczególnie trybuna Główna dość szybko się zapełniają. Na płotach wokół stadionu bardzo dobre oflagowanie i w końcu można poczuć klimat meczu. Na wspomnianej trybunie Głównej zasiadła duża grupa kibiców Legii ze swoją reprezentacyjną flagą, a zaraz obok nich siedział… Widzew. Obecność kibiców Legii mogła zwiastować, że na stadionie będzie gorąco. I faktycznie im bliżej meczu Legia zaczęła „pozdrawiać“ swoją warszawską sąsiadkę. Kibice Polonii zgromadzeni w młynie na trybunie Kamiennej nie pozostali dłużni i jeszcze przed meczem rozpoczął sie festiwal wyzwisk. Wzajemne niecenzuralne przekomarzanki trwały z mniejszą lub większą intensywnością przez cały mecz. Dodatkowo kibice Legii intonowali obraźliwe przyśpiewki w kierunku firmy ITI ówczesnego właściciela klubu z Łazienkowskiej. Nadchodzi godzina 20:30 piłkarze wychodzą na boisko. Bułgarzy w swoich tradycyjnych biało-zielonych barwach i Polacy w obsydianowych wdziankach. Wszyscy na stadionie szybko podłapali okoliczności tego meczu. Z jednej strony na stadionie kibice Legii i Polonii na trybunach po przeciwnych stronach. Z drugiej strony na boisku Bułgarzy w barwach Legii i Polacy w „Czarnych Koszulach“. Czy to na pewno mecz międzypaństwowy czy może jednak derby Warszawy? Dobrze, że chodź wokół boiska było biało-czerwono.

Sędzia gwiżdżę po raz pierwszy. Należy podkreślić, że na papierze Bułgaria była bardzo solidnym przeciwnikiem. Naówczas zajmowała dużo wyższe miejsce w rankingu FIFA niż podopieczni trenera Franciszka Smudy. W 2′ po wrzucie z autu Polacy dośrodkowywali w okolice pola karnego, do piłki doszedł Rafał Murawski, próbował strzelić zza pola karnego, ale jego strzał został zablokowany. Pierwsze dwadzieścia minut przebiegło właściwie bez żadnej klarownej sytuacji z obu stron. Mecz walki, ale więcej składnych akcji na twardej, zmrożonej murawie przeprowadzili Polacy. Na trybunach stagnacja. Zmarznięci kibice od pierwszych minut głośno pozdrawiali PZPN (tym razem to pokłosie koszulek meczowych), a dopingu stricte dla piłkarzy było niewiele. W 20 minucie z pozoru niegroźna sytuacja Bułgarów i dośrodkowanie z prawej strony omal nie zakończyło się bramką. Do piłki wyskoczyli Tomek Kuszczak i Dimityr Berbatow (Michał Żewłakow w tej sytuacji został w blokach startowych). Polski bramkarz minął się z piłką, ta spadła na głowę trochę zaskoczonego Berbatowa, ale przypadkowy strzał minął słupek bramki (Kuszczak i Berbatow to na co dzień koledzy z Manchesteru United). W 25 minucie kolejna akcja „z niczego“ Bułgarów. Minew znalazł się przed polem karnym, strzelił mocno ale niecelnie. W 29 minucie w końcu sytuacja dla Polaków. Dośrodkowanie z rzutu wolnego Ludovica Obraniaka, w polu karnym Darek Dudka strzela głową ale nad bramką. W 39 minucie rzut wolny z prawej strony pola karnego. Do piłki ustawionej na 18 metrze znów podszedł Obraniak, kropnął lewą nogą ale nad poprzeczką. Polacy poszli za ciosem i zamknęli gości w obrębie ich pola karnego. W 41 minucie Kuba Błaszczykowski dośrodkowuje z prawej strony, Dudka silnie uderza lecącą piłkę ale uderzenie w środek bramki i goalkeeper gości z trudem przeniósł piłkę nad poprzeczką. W końcu nastała 42 minuta. Na daleki wykop piłki na drugą stronę boiska zdecydował się Kuszczak, przed polem karnym było trzech obrońców bułgarskich oraz duet Błaszczykowski – Lewandowski. Robert wygrywa głowę, zagrywa do Kuby, ten wbiega w pole karne i plasowanym strzałem w długi róg zdobywa gola na 1:0. Nasi piłkarze w końcówce pierwszej połowy stłamsili przeciwników. W 45 minucie Polacy pokazali, że na trudnej nawierzchni da się grać w piłkę. Akcje na swojej połowie długim wykopem rozpoczął Lewandowski, piłka trafiła do Błaszczykowskiego, który wbiegł z nią w pole karne i wycofał do Murawskiego. Ten strzelił mocno po ziemi trafiając w słupek, z dobitką pośpieszył Sławek Peszko, ale najpierw trafił w bramkarza, a potem próbował raz jeszcze dobijać głową, ale Dymitar Iwankow złapał piłkę. Trzy strzały w jednej akcji, jednak piłka nie trafiła do bramki. Zaraz po tej sytuacji sędzia zakończył pierwszą połowę. Dobry mecz w wykonaniu Polaków, którym mimo trudnych warunków nie brakowało chęci do gry. Jedyny minus można postawić przy nazwisku Kuszczaka, który minął się z piłką w przywołanej wcześniej sytuacji, a w kilku innych akcjach również zachowywał się niepewnie, nerwowo wybijając piłkę w prostych sytuacjach. Jedynym wytłumaczeniem dla naszego goalkeepera mógł być stan murawy na stadionie Polonii. Z drugiej strony należy jednak pamiętać, że to Kuszczak zapoczątkował akcję bramkową Polaków, ekspediując piłkę dalekim wykopem na połowę przeciwnika. Druga połowa zaczęła się od oprawy kibiców zasiadających na trybunie Kamiennej, nawiązującej do strojów polskich piłkarzy. Na płocie i koronie stadionu zawisł transparent z napisem „Bo w pamięci jest siła zaklęta więc pamiętaj synu mój, o kolorach białym i czerwonym, o symbolach orła i korony“, a kibice dodatkowo rozciągneli sektorówki z białym orłem oraz biało-czerwoną szachownicą. Pierwszą groźną akcję po przerwie przeprowadzili goście, ale strzał Jankowa z linii pola karnego w środek bramki bez trudu obronił Kuszczak. W 59 minucie Rybus odpowiedział silnym strzałem zza pola karnego nad poprzeczką. Dwie minuty później kolejna świetna akcja duetu Lewandowski – Błaszczykowski przyniosła drugiego gola. W środku pola Lewy powalczył z bułgarskim obrońcą i zgrał piłkę do rozpędzonego Błaszczykowskiego, a ten oddał ją Lewemu na czystą pozycję. Lewandowski cudownym wolejem zdobył drugą bramkę. Genialny kontratak. Tak rodziła się boiskowa współpraca zawodnika Borussii i Lecha Poznań (jeszcze Lecha, gdyż niedługo potem obaj bronili już żółto-czarnych barw drużyny z Dortmundu). Bułgarzy nie podłamali się takim obrotem sprawy, starali się prowadzić grę i zagrażać polskiej bramce. Najgroźniejszy strzał oddali w 71 minucie, kiedy bardzo silne i mierzone uderzenie w lewy dolny róg bramki oddał Waleri Bożinow, ale Kuszczak wyciągnął się jak długi i zdołał sparować piłkę na rzut rożny. Mecz do końca był zacięty i wyrównany. Nie można powiedzieć, że któraś z drużyn grała „stojanowa“ (mimo, że dwóch Stojanowów pojawiło się na placu gry w drugiej połowie). Stary stadion, słaba murawa, tragiczne koszulki, ale dobra gra i zwycięstwo – to najważniejsze.


3 marzec 2010

Warszawa – Stadion Polonii – widzów 6.800

Polska – Bułgaria 2:0 (1:0)

1:0 Błaszczykowski 43’

2:0 Lewandowski 62’

 

Polska: Kuszczak – Kowalczyk, Żewłakow, Glik, Dudka – Peszko (59’ Jodłowiec), Murawski (85′ Sadlok), Majewski (46’ Rybus) – Błaszczykowski (78’ Małecki), Lewandowski (74’ Nowak), Obraniak (46’ Iwański)

Bułgaria: Ivankov – Minev (87′ Stoyanov), Angelov, Georgiev (69’ Kamburov), Yankov (77’ Stoyanov) – Petrov, Popov (46’ Dimitrov), Ivanov (77′ Milijew), Milanov – Sarmov, Berbatov (46’ Bozhinov)