Beniaminek
Proszę Państwa historia dzieję się na naszych oczach – mógłby brzmieć wstęp do meczu komentatora telewizyjnego podczas EURO 2008. Patetycznie na początek, bo potem raczej było już standardowo. 18 grudnia 1921 roku w Budapeszcie Reprezentacja Polski rozegrała pierwszy oficjalny mecz międzypaństwowy z Węgrami. Przez kolejne kilkadziesiąt lat polscy piłkarze grali w turniejach o mistrzostwo świata oraz w turniejach olimpijskich z mniejszymi lub większymi sukcesami. No właśnie ale grali. Jak to możliwe, że trzeci zespół świata, wicemistrzowie olimpijscy nigdy nie zakwalifikowali się na europejski czempionat. Na tak postawione pytanie odpowiedzi nie znają pewnie nawet najbardziej tęgie piłkarskie głowy. Najważniejsze, że tą klątwę przełamał w końcu trener Leo Beenhakker i jego drużyna i wreszcie awansowaliśmy do turnieju finałowego EURO 2008. I co ważne zrobiliśmy to w bardzo przekonującym stylu. Cała zabawa związana z Mistrzostwami Europy w Austrii i Szwajcarii rozpoczęła się 2 grudnia 2007 w Lucernie. To w tym szwajcarskim mieście odbyła się ceremonia losowania grup Euro 2008. Los nie był dla nas łaskawy, bo sytuacja wyjściowa po wylosowaniu współgospodarza turnieju czyli Austrii oraz Niemiec i Chorwacji była bardzo trudna. Na wspomnianej uroczystości w Lucernie ogłoszono także, że oficjalną piłką mistrzostw będzie utrzymana w szaro-czarnej kolorystyce piłka Europass, która wiadomo miała mieć jakieś kosmiczne parametry. Jeśli chodzi o polskie podwórko to kadra w ciągu kilku miesięcy poprzedzających turniej rozegrała serię meczów towarzyskich, a bezpośrednio przed rozpoczęciem EURO przebywała na zgrupowaniu w niemieckim Donaueschingen. Jak to zwykle bywa w przypadku powołań na turniej trener Beenhakker zaskoczył kilkoma wyborami (brak tego, który zatrzymał Cristiano Ronaldo czyli Grzegorza Bronowickiego, a także Radosława Matusiaka, który w kadrze Beenhakkera strzelał jak na zawołanie). Do tego kontuzja przed samym turniejem wykluczyła pewniaka do pierwszego składu czyli Jakuba Błaszczykowskiego. W pierwszym meczu Polska dość gładko przegrała z Niemcami, dwukrotnie skarcił nas Łukasz Podolski. Przegrana na inaugurację oznaczała, że 12 czerwca 2008 roku czekał nas dobrze znany i wielokrotnie przerabiany „mecz o wszystko”, a rywalem mieli być Austriacy.
Podobnie jak w przypadku wyjazdu na World Cup do Niemiec w 2006 roku, także i w tym przypadku nie potrafię sobie przypomnieć kiedy w głowie zakiełkował mi pomysł aby jechać na EURO. Jedno jest pewne w przypadku tego wyjazdu podjęcie decyzji było dużo prostsze z trzech powodów. Po pierwsze Wiedeń jest dużo bliżej niż Dortmund, miasto jest zdecydowanie lepiej skomunikowane z Krakowem i przynajmniej w teorii wypad wydawał się mniej obciążający finansowo. Drugim powodem było nabyte doświadczenie. Przecież wtedy byłem już „wielkim” obieżyświatem, który raz w życiu był zagranicą i to w odległych Niemczech. Śmiech śmiechem ale jednak ten wyjazd do Niemiec naprawdę wiele mnie nauczył i pokazał, że nawet nie mając imponującego budżetu da się przeżyć fajną piłkarską przygodę. No i wreszcie trzeci powód to to od czego zacząłem te wypociny czyli historia. Mój pierwszy w życiu wyjazd na Mistrzostwa Europy i pierwszy w historii udział Polaków w mistrzostwach Starego Kontynentu. Wszystko skorelowane idealnie, jedziemy! Żeby nie było tak zupełnie kolorowo pojawia się tu jedno „ale”. U mnie to cały czas okres studencki, dalej studia dzienne i dalej „kombinacje alpejskie” skąd wziąć trochę extra kasy na wyjazd. Pracę udało się znaleźć w sklepie Tesco na krakowskiej Kapelance. Grafik był elastyczny i nocne godziny pracy udało się wpleść w harmonogram studiów. Trochę pracy na magazynie, trochę w sklepie przy wykładaniu towarów na półki i tak wpadło parę stówek na wyjazd. Ogólny schemat wyjazdu był podobny jak w przypadku mundialu, liczyło się to żeby być i poczuć klimat wielkiej piłkarskiej imprezy, niestety i tym razem nie mieliśmy wejściówki na mecz. Piszę w liczbie mnogiej bo na wyjazd do Austrii wybierałem się wspólnie z Łukaszem. Problemów z zakupem biletów do Wiednia nie było żadnych, dlatego że autokary jeździły do stolicy Austrii kilka razy dziennie. My zdecydowaliśmy się na nocny transfer, żeby w dniu meczowym być już od rana na miejscu. Jechaliśmy na „pełnym spontanie” nie mieliśmy ani zarezerwowanego, ani nawet zaplanowanego miejsca noclegowego. I nie wynikało to z kwestii finansowych, ale po prostu z braku wolnych miejsc. Mecz o wielką stawkę do tego ze współgospodarzami turnieju spowodował, że w dniu meczu do Wiednia przyjechało kilkaset tysięcy kibiców. Cześć z biletami na mecz, ale większość tak jak my żeby cieszyć się piłkarskim świętem i oglądnąć mecz wspólnie gdzieś na mieście. Emocje rosły, odliczanie trwało aż nastał dzień wyjazdu. Zakupiliśmy odpowiedni „prowiant” i ruszyliśmy w stronę dworca autobusowego w Krakowie. Podróż mijała dość szybko, był czas na rozmowy o piłce i nie tylko. Co ciekawe jadąc autokarem i na postojach cały czas było czuć atmosferę mistrzostw. Firmy-sponsorzy kadry wraz z agencjami reklamowymi dobrze przygotowali się do turnieju. Wszyscy wiedzieli, że gro polskich kibiców będzie jechać do Austrii samochodami, a najlepsza droga prowadziła autostradą przez Czechy. Dlatego wzdłuż całej trasy (nawet na terenie Czech) praktycznie każdy przydrożny billboard i słup reklamowy był oklejony reklamami czy to sponsorów kadry, czy to drużyny narodowej reklamującej jakieś usługi (czytaj usługi telefoniczne), czy też plakatami poszczególnych piłkarzy reklamujących jakieś produkty. Wszystko oczywiście w biało-czerwonym anturażu i z logo turnieju. Tak jak pisałem podróż minęła szybko, jesteśmy we Wiedniu, pierwsze idziemy coś zjeść a potem ruszamy w miasto. Wszędzie dzikie tłumy. Na początku idziemy do strefy kibica, żeby sprawdzić jak tam wszystko jest zorganizowane bo właśnie tam planujemy oglądnąć wieczorny mecz. Fanzona jest gigantyczna, według organizatorów mogła pomieścić nawet 100.000 kibiców. Naliczyliśmy 9 ogromnych telebimów, więc spokojnie będzie można się tutaj zameldować wieczorem. Miejsca z dogodną widocznością nie powinno zabraknąć. Z racji, tego że strefa była zlokalizowana w samym centrum miasta i wszędzie było pełno ludzi, robimy tylko parę fotek na Stephansplatz i uciekamy w kierunku Pałacu Schönbrunn. A tam pozytywne zaskoczenie. Oczywiście zwiedzających dużo, ale teren zamku i ogrodów był tak rozległy, że nie było czuć natłoku turystów. Nie pamiętam jak i nie pamiętam czym ale w ten sam dzień odwiedziliśmy także wzgórze Kahlenberg, które znajduje się 15 km za miastem. No tak trochę pozwiedzaliśmy, ale powoli zbliżał się punkt kulminacyjny dnia. Przed meczem kręcimy się już w centrum. Wszędzie pełno instalacji, banerów, reklam z logo mistrzostw. Dwa lata wcześniej na Mistrzostwach Świata w Niemczech, gospodarze przygotowali specjalne instalacje ze skrzydlatymi nosorożcami (symbol Dortmundu) w barwach każdego kraju uczestnika turnieju. Podobne figury przygotowali także Austriacy, z tym że w tym przypadku były to ogromne korki piłkarskie w barwach narodowych uczestników EURO. Przed meczem musieliśmy zadbać o odpowiednie „nawodnienie”. Na teren Fanzony nie można było wnosić żadnych napojów, a ceny na wewnętrznych stoiskach były astronomiczne, a patrząc z perspektywy studentów astronomiczne do potęgi. Kierujemy się w stronę strefy kibica, tłum zaczyna się kłębić. W samej strefie biało-czerwono (wiadomo jakie są barwy obu państw), gwarno i ciasno. Zaczyna się mecz.
12 czerwca 2008 roku o godzinie 20:45 Ernst Happel Stadion w Wiedniu pękał w szwach, ale nie mogło być inaczej skoro Polska mierzy się ze współgospodarzami turnieju. Na trybunach fani obu zespołów są przemieszani, atmosfera prawdziwego piłkarskiego święta. I wielka stawka. Opisując pierwszą połowę idealne można wpasować dwa piłkarskie frazesy: „piłka nożna jest niesprawiedliwa” i „niewykorzystane sytuacje lubią się mścić”. Od pierwszych minut Austriacy zdecydowanie zdominowali polski zespół. Byli zdecydowanie bardziej zgrani, wybiegani, przygotowani fizycznie. Ostrzeżeniem był strzał w 10 minucie Ivanschitza z rzutu wolnego ale w środek bramki. W kolejnych 10 minutach gospodarze mieli trzy „setki”. Najpierw w 11 minucie katastrofalny błąd duetu Wasilewski – Jop, Harnik wychodzi sam na sam ale ratuje nas Boruc doskonałą interwencją. Potem w 15 minucie doskonała sytuacja Austriaków, rajd Korkmaza lewym skrzydłem dośrodkowanie w pole karne i Harnik z 3 metrów trafia w Boruca. Polski bramkarz odbija piłkę przed siebie a potem wybija ją daleko na aut. Austriacy dalej nacierają w 19 minucie kolejny raz dwoma podaniami wychodzą z własnej połowy, długie podanie gubi naszych obrońców i kolejny raz Austriak tym razem Leitgeb biegnie kilkadziesiąt metrów sam na sam z Borucem, ale nasz bramkarz znów wychodzi górą z tego pojedynku. Jak słusznie zauważyli komentatorzy w relacji telewizyjnej w tym momencie wynik Austria – Boruc 0:0. Potem był jeszcze strzał Ivanschitza na bramką i akcja Garicsa z prawego skrzydła ale Boruc uprzedził w polu karnym austriackiego obrońcę. Na ten napór gospodarzy Polacy odpowiedzieli akcją Krzynówek – Smolarek – Dudka ale ten ostatni zamiast strzelać w polu karnym próbował dogrywać i Austriacy wybili piłkę. Dominacja Austriaków i nagle wydarzyło się coś niespodziewanego. Smolarek dośrodkowuje w pole karne do Saganowskiego, ten sprytnie przyjmuje piłkę, zwodem mija obrońcę, strzela ale strzał jest wyblokowany piłka trafia do Rogera który z 2 metrów kieruje ją do bramki. I tak właśnie Brazylijczyk z polskim paszportem zostaje pierwszym w historii strzelcem gola dla Polski w finałach Mistrzostw Europy. Przerwa. W drugiej połowie znów presja gospodarzy, mieli kilka groźnych stałych fragmentów gry, natomiast dość nieoczekiwanie to Polacy wyprowadzili kontrę, Smolarek był 1 na 1 z obrońcą wygrał ten pojedynek i będąc sam na sam z bramkarzem uderzył lewą noga jednak wprost w austriackiego golkipera. Powinno być 2:0. Austriacy zdecydowanie opadli z sił, widać że gra na wysokich obrotach w pierwszej części meczu dużo ich kosztowała. Między 50 a 60 minutą Polacy w końcu zdecydowanie przejęli inicjatywę. Kilka dobrych akcji i stałych fragmentów gry. Po jednej z akcji i dośrodkowaniu Rogera, Bąk przyjął piłkę w polu karnym ale strzelił z kilku metrów wprost w bramkarza. Dwa potężne strzały skierowali w stronę austriackiej bramki Krzynówek i Lewandowski, ale bramkarz obronił. Wydawało się, że Polacy mają mecz pod kontrolą, aż wydarzyła się feralna 90 minuta. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, Mariusz Lewandowski przepychał się w polu karnym z rywalem zdaniem sędziego przekroczył przepisy i arbiter odgwizdał rzut karny. Do piłki podszedł weteran Ivica Vastic i wykorzystał jedenastkę. Koniec meczu. Po meczu zaczęła się narodowa dyskusja na temat sytuacji z końcówki meczu połączona z nagonką na sędziego meczu Howarda Webba. Piłkarze, działacze i opinia publiczna podważali decyzję sędziego odnośnie podyktowanego rzutu karnego. Trzeba jednak przyznać obiektywnie, że faul w polu karnym był, a patrząc przekrojowo na cały mecz wynik wydaje się sprawiedliwy. Jedna dobra połowa w wykonaniu Polaków nie wystarczyła do odniesienia zwycięstwa. Zawodnikiem meczu zdecydowanie Artur Boruc, który swoimi doskonałymi interwencjami utrzymał nas w grze w pierwszej połowie. Na pochwałę zdecydowanie zasługiwał także Roger Guerreiro. Nie tylko zdobył bramkę i umiejętnie rozgrywał piłkę, ale w drugiej połowie popisał się kilkoma efektownymi sztuczkami technicznymi. Podkreślić należy, że Brazylijczyk 17 kwietnia 2008 roku otrzymał polski paszport i ledwie dwa miesiące później golem zapisał się w historii polskiej piłki. Niestety wynik remisowy mocno ograniczył szanse Polaków na awans. Potrzebne nam było zwycięstwo w ostatnim meczu z Chorwacją i korzystny wynik w meczu Austria – Niemcy. Z Chorwacją przegraliśmy co oznaczało dla nas powrót do domu. „Bo liczy się sport i dobra zabawa” taki napis widniał na autokarze Reprezentacji Polski podczas turnieju. Sportowo Polacy zawiedli. Owszem byliśmy beniaminkiem turnieju, ale bilans remis i dwie porażki chluby nie przynosi. Czy była dobra zabawa? Nasi reprezentacji grali bardzo przeciętnie, brakowało pomysłu, ale brakowało także umiejętności. Reasumując przeciętność. Po mistrzostwach pozostał duży niesmak.
Mecz się skończył a w strefie kibica czuć było rozczarowanie. Remis dla obu stron był jak porażka. W Fanzonie emocje też buzowały. Procenty strzeliły do głowy i co kilka kilkanaście metrów było słychać utarczki słowne i przepychanki między polskimi i austriackimi kibicami. No cóż rozgoryczenie po obu stronach było ogromne. Powoli w tłumie przesuwaliśmy się do wyjścia z Fanzony, aż tu nagle zaczepił nas dziennikarz z prośbą o wywiad. A czemu nie, pomyśleliśmy. Poszliśmy na bok i okazało się że to ekipa reporterska Telewizji Publicznej, do tego przygotowująca materiał do głównego wydania Wiadomości na następny dzień. Szczegółowo nie pamiętam naszego „debiutu” telewizyjnego, ale wiadomo, że padły jakieś ogólne pytania odnośnie atmosfery turnieju i emocji po meczu. Każdy z nas powiedział kilka zdań, przekazaliśmy nasze opinie i odczucia. Z racji tego, że wywiad był bezpośrednio po meczu i emocje jeszcze buzowały to zakładam że wypadliśmy naturalnie i wiarygodnie. Nie do końca wierzyliśmy, że to faktycznie reporterzy Wiadomości, ale cóż wywiad udzielony, niech się dzieje. Jakie było nasze zdziwienie jak dzień później wracając z Wiednia dostaliśmy informację od rodziny, że jesteśmy w TV! I faktycznie w głównym wydaniu Wiadomości czyli chyba jednak nie wypadliśmy źle. Dwie studenciny z Polski, do tego jeszcze Łukasz w temblaku lecząc złamaną rękę, a tu pyk – TV o 19:30. Po powrocie szukaliśmy tego wydania Wiadomości w internecie, w archiwum telewizyjnym, ale nawet jeśli znaleźliśmy program z danego dnia, nie było w nim w ogóle materiałów dotyczących EURO. Pisaliśmy potem także prośbę o przesłanie tego programu w oryginale, ale niestety dostaliśmy informację, że materiały dotyczące EURO są objęte oddzielnymi prawami autorskimi, dlatego były wycięte w zarchiwizowanej wersji i nam także nie mogą zostać udostępnione. No cóż pozostało wierzyć że jako tako wypadliśmy i kompromitacji nie było:). Wyszliśmy ze strefy kibica i co robić dalej? Jak pisałem na wstępie był to wyjazd „budżetowy” na spontanie i nie mieliśmy pomysłu na nocleg. Pokręciliśmy się trochę po mieście i stwierdziliśmy, że skoro wracamy następnego dnia autokarem to może pójdźmy na dworzec autobusowy. Tak zrobiliśmy na dworcu znaleźliśmy jakieś wolne ławki i poszliśmy spać. Z racji zmęczenia przespaliśmy na tych ławkach całą noc. Następny dzień już bez historii. Autokar mieliśmy popołudniu, więc poszliśmy jeszcze na Prater, zakupiliśmy „prowiant” na drogę powrotną i poszliśmy na dworzec. Na dworcu spotkaliśmy kibiców, którzy też czekali na swój transport do Polski. Gadka szmatka, krótka integracja i jakoś się zakolegowaliśmy. Skąd byli, jak mieli na imię nie mam pojęcia, zostały za to wspólne zdjęcia. Wsiadamy do autokaru i wracamy do Polski.
12 czerwiec 2008
Wiedeń – Ernst Happel Stadion – widzów 51.000
Austria – Polska 1:1 (0:1)
0:1 Roger Guerreiro 30′
1:1 Vastić (karny) 90+3’
Austria: Macho – Garics, Proedl, Stranzl, Pogatetz – Leitgeb, Aufhauser (74′ Saeumel), Ivanschitz (64′ Vastic), Korkmaz – Harnik, Linz (64′ Kienast)
Polska: Boruc – Wasilewski, Bąk, Jop (46′ Golański), Żewłakow – Saganowski (83′ Łobodziński), Dudka, Lewandowski, Krzynówek – Roger (85′ Murawski) – Smolarek
Żółte kartki: Proedl, Korkmaz (Austria) – Wasilewski, Krzynówek, Bąk (Polska)